Gdy z dwójką dzieci i dwoma adoptowanymi ze schroniska psiakami spacerowała po wsi, nagle z jednej z posesji wyskoczył pies, który zagryzł jednego z czworonogów. - Nie udało się, niestety, uratować Julka - rozpacza kobieta. - Dzieci okładały napastnika kijami, a był to wielki pies, to nie był jamnik, ja trzymałam wysoko drugiego naszego pieska. Zwierzę mogło i nam zagrozić, przeciąć tętnicę. A właścicielka, widać, że nie panuje nad nim.
Zszokowana warszawianka złożyła doniesienie na policję w Brusach i tam prowadzone jest dochodzenie, ale bruscy policjanci nie chcą udzielać informacji, na jakim jest etapie. - Właścicielka psa dostała mandat - informuje Damian Trzebiński, p.o. rzecznika prasowego policji w Chojnicach. - Sprawdzamy, czy doszło do popełnienia przestępstwa z art. 160 o nieumyślnym spowodowaniu zagrożenia zdrowia i życia ludzi, ale mamy na to miesiąc. Potem będzie albo wszczęte postępowanie, albo umorzone.
Na miejsce zdarzenia przyjechali przedstawiciele urzędu w Brusach. - Rozmawialiśmy z właścicielką agresywnego psa w obecności sołtysa - informuje Zbigniew Lemańczyk, zastępca dyrektora wydziału gospodarki przestrzennej w UM w Brusach. - Ten pies to mieszaniec, skrzyżowanie husky i malamuta. Jak tam przyjechaliśmy, był uwiązany na lince, miał budę w zacienionym miejscu, na nas reagował obojętnie.
Przeczytaj również: To już plaga. Kolejny pies we Włocławku pogryzł człowieka!
Przedstawiciele urzędu pouczyli właścicielkę psa, że musi on być prowadzony na smyczy i mieć kaganiec, a skoro posesja jest tylko częściowo ogrodzona, to powinien być kojec. Ma być wykonany.
Lemańczyk przyznaje, że to nie pierwsze zdarzenie z udziałem tego psa i dodaje, że jest obawa, że jego agresja nie ograniczy się tylko do zwierząt. - Ale niewiele możemy zrobić - rozkłada ręce. - Burmistrz ma prawo odebrać psa, ale tylko wtedy, gdy zostanie stwierdzone znęcanie nad nim. Chyba że z postępowania policyjnego wyniknie, że agresja psa wynika ze sposobu, w jaki jest wychowywany.
- Ja nie kieruję się zemstą - mówi Iwona Kaszubowska. - Nie chcę po prostu, żeby tej sprawie ucięto łeb. Kojec to nie jest rozwiązanie. To tylko markowanie ruchów. Może wszyscy czekają, aż ja wyjadę do Warszawy i sprawa przyschnie. Ja nie odpuszczę.
Czytaj e-wydanie »