Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piesza pielgrzymka ze Świecia na Jasną Górę już po raz trzeci

Andrzej Bartniak
Ksiądz Krzysztof Malczewski w  2009 roku po raz pierwszy poprowadził pielgrzymów ze Świecia do Częstochowy
Ksiądz Krzysztof Malczewski w 2009 roku po raz pierwszy poprowadził pielgrzymów ze Świecia do Częstochowy Andrzej Bartniak
Rozmowa z księdzem Krzysztofem Malczewskim.

- W tym roku po raz trzeci poprowadzi ksiądz pieszą pielgrzymkę ze Świecia na Jasną Górę. Co trzeba zrobić, by wziąć w niej udział?
- W przypadku osób dorosłych, wystarczą chęci. Niepełnoletni muszą otrzymać pisemną zgodę rodziców, którzy jednocześnie powinni wskazać kogoś dorosłego odpowiedzialnego za syna bądź córkę. Jeśli nikogo takiego nie znają, opiekun grupy, w tym przypadku ja, powierzy młodego człowieka opiece któremuś z doświadczonych pątników.

- Dość powszechne jest przekonanie, że na taki trud decydują się wyłącznie osoby bardzo religijne. To chyba jednak nie do końca prawda?
- Przyjmując zapisy, nie stawia się żadnych wymogów odnośnie nazwijmy to religijności. Oczywiście, trzon stanowią osoby mocno zaangażowane w życie Kościoła, ale od kilku lat coraz liczniejszą grupę stanowią nazwijmy to poszukujący autentycznego doświadczenia Boga. Liczą, że to mocne doświadczenie fizyczne pozwoli im lepiej zrozumieć wszystko, co dzieje się w ich duszy. Oderwanie się na dwa tygodnie od normalnego życia można świetnie wykorzystać na przemyślenia, na które normalnie nie ma czasu.

- Można by zadać pytanie: po co się tak męczyć? Czemu mają służyć te: pęcherze na nodze, spalony kark i mycie się w zimnej wodzie gdzieś na tyłach remizy strażackiej?
- Nie chodzi tu o masochistyczne doświadczenie. Nikt z nas nie lubi cierpieć. Te dwa tygodnie w drodze uczą przede wszystkim walki z własnymi słabościami. Gdy po dwóch dniach spiekoty mielibyśmy ochotę rzucić to i wrócić do domu, mówimy sobie: "Idę do samego końca. Wytrzymam to. Dla samego siebie, dla Boga, dla ludzi, których intencje niosę na Jasną Górę". Nie znamy swoich możliwości, dopóki nie zostaniemy wystawieni na próbę, pozwalającą je sprawdzić. Jest też aspekt towarzyski. Dla ludzi młodych dość istotny. W drodze zawiera się przyjaźnie na wiele lat. Atmosfery panującej na pielgrzymce nie da się porównać z czymkolwiek innym. Ludzie się na siebie otwierają. Zresztą pielgrzymek nikt specjalnie nie reklamuje. Najlepsze, najbardziej prawdziwe świadectwo tego wszystkiego, co można przeżyć, wystawiają ludzie, którzy podejmują ten trud.

- Wydaje się, że w ostatnich latach zmalała liczba podążających do Częstochowy?
- Widoczny spadek był zauważalny z chwilą wejścia Polski do UE. Wielu młodych ludzi wyjechało z kraju na stałe, inni wykorzystują wakacje, by pracować za granicą - w efekcie, grupa, z której rekrutowali się pielgrzymi, zmalała. Nie bez znaczenia są też zmiany obyczajowe. W latach 80. był to wyraz pewnego buntu wobec systemu politycznego, później bardzo silnie oddziaływał Jan Paweł II. Chętnych jest mniej, ale nie na tyle, aby móc mówić o kryzysie. Ten ruch, jak każdy inny, podległa zmianom. Z różnych powodów ludzie decydują się chodzić, tak samo z różnych nie mają na to ochoty. Charakterystyczne jest natomiast to, że maleje liczba doświadczonych pielgrzymów, czyli takich, którzy "zaliczyli" np. pięć pielgrzymek. Kiedyś było ich więcej.

- Na to, by przejść ponad 400 km, decydują się osoby w różnym wieku. Czasami są to całe rodziny z niemowlętami w wózku. Czy to rozsądne aby takie małe dzieci narażać np. na udar słoneczny?
- Przyznam szczerze, że gdy spotkałem się z tym pierwszym raz, miałem mieszane uczucia. Głównie dlatego, że jako osoba odpowiedzialna za grupę muszę brać pod uwagę wszelkie możliwe niebezpieczeństwa. W tym przypadku sprawa jest prosta. Malutkie dzieci nie pokonują całej trasy w wózku. Zwykle jest to tylko kilka kilometrów, gdy nie jest zbyt gorąco i nie pada. Resztę czasu spędzają w samochodzie, który prowadzi jeden z członków rodziny. Nie jest tak źle, jak mogłyby sugerować np. zdjęcia.

- Wiem, że ksiądz wyruszy już po raz 13. Jak w tym czasie zmienił się stosunek do pielgrzymów. Czy ludzie równie chętnie udzielają gościny jak kiedyś?
- Ludzie często mają błędne wyobrażenia co do oczekiwań pielgrzymów. Każdy niesie karimatę, śpiwór i w wielu wypadkach nie potrzeba nic więcej jak: kawałka podłogi i trochę ciepłej wody do umycia. Miło jest, gdy ktoś poczęstuje kolacją, ale nie ma takiego obowiązku. Trudno byłoby wymagać jakiegoś wystawnego poczęstunku, np. od gospodarza który zapewnia nocleg w stodole 30 czy 40 osobom. Każdy, kto idzie wie, że nie ma co liczyć na luksus. Generalnie, nie jest źle, chociaż im bliżej Częstochowy - tym gorzej. I nie chodzi o brak gościnności, ale po prostu trudno ugościć kilkanaście czy kilkadziesiąt pielgrzymek.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska