W sezonie niewielki barak pękał w szwach. Całymi dniami przesiadywali tu amatorzy piwa. Niskie ceny i malownicza okolica były głównymi atutami tego miejsca. - Ten bar, jak każdy taki, miał prócz przygodnych gości swoją stałą klientelę - opowiada Jerzy Derenda, prezes Towarzystwa Miłośników Miasta Bydgoszczy. - I nie byli to jedynie, wbrew powszechnemu mniemaniu, ludzie na bakier z życiem.
Prezes dodaje, że takie pijalnie piwa wymierają: - Kiedyś było ich sporo, praktycznie na każdym osiedlu jedna - mówi.
Czy to znaczy, że w tej chwili nie ma już na nie zapotrzebowania? - Myślę, że nie - zauważa Derenda. - Teraz czasy są inne, ludzie wolą kupić piwo w sklepie i iść z nim do domu, albo zwyczajnie pójść do któregoś z pubów.
Derenda przypomina, że takie miejsca kiedyś należały do browarów bydgoskich, a teraz, gdy ich już nie ma, znikają również piwiarnie. - Sądzę jednak, że bywalcy pijalni przy Focha na pewno szybko znajdą sobie inne miejsce w zastępstwie - konkluduje prezes. - Albo po prostu będą pić na ulicy.
Czytaj e-wydanie »Lokalny portal przedsiębiorców