Po katastrofalnym meczu w Poznaniu trener Romeo Jozak ostro skrytykował piłkarzy. Przyznał, że wiele czuje się zdradzony, a wiele kobiecych zespołów gra z większą siłą i zaangażowaniem niż Legia. Zapowiadał wyciągnięcie konsekwencji. Po powrocie legionistów do Warszawy sprawy we własne ręce wzięła jednak około 50-osobowa grupa kibiców, która czekała na zawodników na klubowym parkingu.
"Do autokaru wszedł przywódca fanów Legii, „zaprosił” ich na zewnątrz. Piłkarze sądzili, że czeka ich nieprzyjemna rozmowa, ale od razu zostali zaatakowani. Pseudokibice rzucili się na nich, uderzając głównie w tył głowy, z „liścia” w twarz. Tak, by czuli się upokorzeni, ale nie odnieśli większych obrażeń. Oberwał nawet asystent trenera Aleksandar Vuković. Bez szwanku wyszedł za to nowy szkoleniowiec Legii Romeo Jozak, który stał z boku. Akcja trwała około 10 minut" - relacjonuje "PS".
Na koniec piłkarze mieli usłyszeć, że jeśli w kolejnym meczu zagrają tak samo jak z Lechem, czeka ich podobna wizyta. Mimo dantejskich scen dziejących się na terenie klubu nie interweniowała ochrona, której nie było w pobliżu.
To nie pierwsze takie wydarzenie w Legii. Po poprzedniej tak wysokiej porażce z Lechem, 0:3 w 1998 roku, chuligani w podobny sposób "zmotywowali" piłkarzy do większego wysiłku. Z kolei w 2011 r. po przegranym meczu z Ruchem nieformalny przywódca kibiców Legii "Staruch" spoliczkował Jakuba Rzeźniczaka.