- Trudno rozstać się z GTŻ Grudziądz ?
- Zostawiam w Grudziądzu w sumie osiem lat pracy dla mojej ukochanej dyscypliny sportowej. Złożyłem rezygnację. Nie są łatwe takie decyzje, ale uważam, że trzeba wiedzieć, kiedy odejść. Te osiem lat poza domem odbiły się na stanie mojego zdrowia. Może mniej fizycznego, a bardziej psychicznego. Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, ile wysiłku kosztuje harówka w klubie żużlowym, dopinanie wszystkich formalności, pilnowanie terminów. Śledzenie komunikatów, przesyłanie wyników. Zabieganie o sponsorów, kiedy człowiek czuje się jak żebrak, choć przecież prosi nie dla siebie, tylko dla klubu. Czas odpocząć, zadbać o zdrowie. Nie odchodzę skonfliktowany, ale w normalnych relacjach z obecnym zarządem. Rozpoczynam urlop.
- Które cztery lata były lepsze: te za GKM, czy te ostatnie, za GTŻ?
- Z sentymentem wspominam sezon GKM , kiedy to po spadku wracaliśmy do I ligi, a skład był bardziej polski. Mieliśmy w większości zawodników krajowych i drużynę na miejscu. Co prawda, znakomity żużlowiec Billy Hamill dojeżdżał na mecze, ale wówczas można było zorganizować w tygodniu trening dla większości drużyny. Dziś w Grudziądzu jest tylko dwóch polskich liderów i młodzież. Trener inaczej prowadzi drużynę, która scala się głównie przed meczami. Nastały inne czasy, ale uważam, że obecny skład GTŻ, jak na możliwości finansowe klubu, jest bardzo dobry.
Więcej tylko we wtorkowej "Gazecie Pomorskiej" - wydanie grudziądzkie.
Czytaj e-wydanie »