Siemionowski już w ubiegłym sezonie niezbyt chętnie uczestniczył w zgrupowaniach kadry. Po słabym starcie w PŚ wrócił do Mariusza Słowińskiego, klubowego trenera, co zaowocowało odbudowaniem formy i brązowymi medalami.
- I miałem nadzieję, że zostanę objęty indywidualnym programem Londyn 2012. Związek nie wyraził jednak zgody. Miałem trenować z grupą, pod okiem trenera Roberta Włodarczyka - tłumaczy kajakarz Zawiszy. - Pojechałem na zgrupowanie do Szczyrku, później Portugalii i zdecydowałem, że na tym koniec. Wracam do Bydgoszczy i trenuję indywidualnie pod okiem klubowego szkoleniowca, albo w ogóle.
Rozmowy w Warszawie
Siemionowski z Waldemarem Keistrem, prezesem CWZS i sportów wodnych Zawiszy spotkali się w Warszawie z Józefem Bejnarowiczem, prezesem związku i Jerzym Brońcem, przedstawicielem ministerstwa sportu, działającym w programie Londyn 2012. - Argumenty Piotra, że chce trenować indywidualnie, a nie w grupie przekonały na tyle związek i ministerstwo, że do pierwszej konsultacji kadry (16-17.04) będzie trenował u trenera Słowińskiego wraz z grupą młodzieżową i współpracował z trenerem Michałem Brzuchalskim i Włodarczykiem - wyjawia efekty spotkania Keister.
Grupa czy specjalizacja?
Siemionowski mówi, że między nim a Włodarczykiem, coś się wypaliło, nie było "chemii", atmosfery pracy.
Keister dodaje: - W kajakach zawsze zdobywaliśmy sporo medali na mistrzostwach świata. A jak to się kończyło na igrzyskach? Przed wyjazdem byliśmy kajakarską potęgą z wieloma szansami na medale, a wracaliśmy z jednym bądź dwoma i to często z tego najmniej szlachetnego kruszcu. To, moim zdaniem, efekt łapania "dwóch srok za ogon". Zawodnicy startowali w 2-3 konkurencjach, zamiast skupić się na jednej. Nadszedł czas specjalizacji, zwłaszcza teraz, kiedy w męskich kajakach mamy dwa skrajne dystanse: wytrzymałościowy na 1000 m i sprinterski na 200 m. Nie można wszystkich wrzucić do jednego worka. Piotr na spotkaniu dwukrotnie też podkreślił, że chce w sprincie zdobyć olimpijski medal i to złoty, a zmiana szkoleniowca to nie jego fanaberie, lecz przemyślana decyzja. I ten argument był decydujący.
Wiem, do czego dążę
- Wiem, że sporo ryzykuję, lecz wiem, do czego dążę. Z trenerem Słowińskim współpraca układała się dotąd bardzo dobrze i jestem przekonany, że tak będzie nadal. Wierzę, że przyniesie oczekiwane efekty. Na razie poprawiłem wszystkie swoje parametry wytrzymałościowe i siłowe, a przy tym zdrowie dopisuje. Do 22 lutego będę trenował w Bydgoszczy, później wyjadę z kadrą młodzieżową na dwa dwutygodniowe zgrupowania do Portugalii, Włoch i naszego Mikorzyna.
- Cóż, przybędzie mi jeszcze więcej obowiązków. Jeżeli ma to pomóc Piotrkowi w osiągnięciu celu, to warto zaryzykować - podsumował Słowiński.
PS. Przed laty podobnym indywidualistą był Piotr Markiewicz, brązowy medalista IO, dwukrotny mistrz świata w K-1 500 m. Zdobywał też medale MŚ w czwórce i to na 200 i 1000 m.
Czytaj e-wydanie »