Przypomnijmy, o mało co, a w nocy z soboty na niedzielę spłonąłby cały barak.
Zignorowane prośby
Zarzewie ognia było w mieszkaniu jednego z pogorzelców. Nie miał prądu od dwóch lat, gościł kolegę, z którym razem chodzili na wysypisko śmieci. - Na rowerach przywozili worki pełne puszek, po sprzedaży było więc za co pić - mówił jeden ze strażaków. - Oświetlali mieszkanie świeczkami i zniczami skradzionymi z cmentarza.
W nocy z soboty na niedzielę lokator z kumplem przysnęli, a ogień zajął całe mieszkanie. Gdyby nie sąsiadka, pożar by się dalej rozprzestrzenił. Straż szybko przyjechała, a pogorzelców w ciężkim stanie przewieziono do szpitala. Mieszkańcy mówili nam, że miesiąc wcześniej informowali policję o paleniu świeczek, ale stróże nie interweniowali, radząc, by sami pilnowali mieszkania.
W papierach nic nie ma
Sławomir Janicki, komendant czerskiej policji, o zdarzeniu nic nie wie. - Przeszukałem naszą dokumentację, ale nie znalazłem żadnej wzmianki - mówi "Pomorskiej". - Mogę jednak powiedzieć, że na Transportowców interweniujemy bardzo często. Są to interwencje domowe, wykroczenia drogowe czy poszukiwania osób przez areszty do odbycia kary.
Janicki mówi jednak, że w tego rodzaju przypadkach interwencja policji jest konieczna. Mogą wystawić mandat.
Wiceburmistrz Jan Gliszczyński zauważa, że jeszcze przed pożarem magistrat wydał polecenie sprawdzenia zasadności zamontowania czujników. - W tym roku kupimy kontenery socjalne i osoby zagrażające bezpieczeństwu sąsiadów będą tam przenoszone - mówi. - Przeznaczymy na nie 200 tys. zł.