Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po spadku TKH Nesta: nikt nie jest bez winy

(jp)
fot. Lech Kamiński
Najnowocześniejsze lodowisko w kraju, wielkie zainteresowanie mediów, wsparcie władz miasta. TKH Nesta miał wszystko, czego potrzeba do sukcesu. Dlaczego więc poniósł klęskę?

Wciąż trudno uwierzyć w porażkę z KTH Krynica. Toruń wydaje się idealnym miejscem dla rozwoju hokeja: wyremontowany i rozbudowany Tor-Tor budzi zazdrość choćby seryjnego mistrza Polski z Krakowa, na treningi Sokołów pchają się dziesiątki młodych chłopaków, władze miasta hojnie rozdzielają lodowe dotacje. W jaki sposób działaczom udało się zmarnować hokejowy potencjał w Toruniu?

Najprościej byłoby winą za spadek obarczyć hokeistów, ale to byłoby zbyt duże uproszczenie. Chcieliśmy widzieć w TKH Nesta zdecydowanego faworyta rywalizacji z KTH Krynica, ale czy tak faktycznie było?
Personalnie to drużyny w tej chwili bardzo zbliżone, a kryczniczanie mieli w zespole więcej indywidualności. Takich, jak choćby Karel Horny. Blisko 40-letni hokeista w przeszłości świętował tytuły mistrza Polski w Oświęcimiu, a teraz spędza w Krynicy sportową emeryturę. To wystarczyło, że w czterech meczach z torunianami zaliczyć cztery bramki i trzy asysty. W tych okolicznościach wygrana KTH jest jedynie małą niespodzianką, a na pewno nie sensacją.

Klub bez wiarygodności

Pisaliśmy o hokeju

Maj 2007 - tytuł artykułu "TKH w rozsypce" mówi wszystko. Zawodnicy głośno mówią o długach, na wyprowadzkę z Torunia decyduje się Tomasz Proszkiewicz. - Z tym zarządem nie da się współpracować - rzuca na odchodne.

Marzec, 2009 - w materiale Pomorskiej i Radio Gra "Folwark na lodzie" informowaliśmy, że klub nie przestrzega ustanowionego przez siebie statutu. Zawodnicy zostali wyłączeni z walnego zgromadzenia członków klubu, żeby zbyt głośno nie domagali się spłaty zaległości.

Styczeń 2010 - tytuł: "Lód topnieje w Toruniu", tym razem głównie o długach, o których otwarcie mówi Rafał Cychowski. Prezes Marek Sokołowski wreszcie otwarcie przyznaje, że od listopada klub ma problemy z wypłacalnością. - Coraz gorsza sytuacja klubu jest dla nas zaskoczeniem - mówi wiceprezydent Torunia Zbigniew Fiderewicz.

Winnych za taki stan rzeczy trzeba szukać przede wszystkim w zarządzie klubu. To działacze są odpowiedzialni za budżet, który w przypadku klubu i miasta z takimi tradycjami powinien wystarczyć minimum do miejsca w czołowej szóstce ekstraklasy. Tymczasem nie wystarcza nawet do uczciwego opłacenia spadkowicza z PLH.

Drużyna z roku na rok była słabsza. Ta tendencja utrzymywała się praktycznie od 2006 roku, gdy z TKH pożegnał się Andrzej Kończalski, ostatni z ludzi, którzy klub budowali jeszcze w I lidze. Pierwszy prezes kontrakty negocjował z kadrowiczami, a w szczytowym momencie był bliski zatrudnienia w Toruniu Leszka Laszkiewicza. Obecny szef klubu Marek Sokołowski umowy podpisywał z Bartłomiejem Talagą czy Bartłomiejem Bombą (choć ten ostatni akurat okazał się niezłym nabytkiem).

Budżet kurczył się z roku na rok, a pieniędzy i tak nie wystarczyło na opłacenie coraz słabszych kadrowo zespołów. Do tego doszły jeszcze nieprzemyślane i w efekcie nie trafione transfery obcokrajowców, za które trzeba była płacić największe pieniądze. Klub w błyskawicznym czasie zaczął tracić reputację, a to w tak wąskim środowisku niemal jak wyrok śmierci. Żaden z czołowych polskich hokeistów już wtedy nie przeniósłby się do Torunia, choćby obiecywano mu sowity kontrakt.

Ostatni liczący się hokeiści w składzie TKH chcieli opuścić zespół już przed rokiem, ale do zmiany decyzji przekonało ich nowe otwarcie w TKH. Władze miasta wtedy zaczęły rozumieć (choć o wiele za późno), że klub stacza się już na równi pochyłej. Receptą na problemy miał być człowiek z zewnątrz, czyli Marek Sokołowski.

Ratunek w młodzieży?

To była może i słuszna decyzja, ale mocno spóźniona. Zwłaszcza, że pierwsze decyzje kadrowe zmodyfikowanego zarządu także nie okazały się szczęśliwe. Kiepskim posunięciem okazało się zatrudnienie Tomasza Rutkowskiego, który wcześniej bez większych sukcesów prowadził Unię Oświęcim i reprezentacje młodzieżowe kraju. W Toruniu potrzebny był szkoleniowiec, który ze słabego składu będzie w stanie wykrzesać maksimum możliwości. Rutkowski z pewnością takim szkoleniowcem nie był, a jego oderwane od rzeczywistości wypowiedzi po niektórych kompromitujących występach zespołu tylko te opinie potwierdzały.

Z każdym miesiącem prowadzona przez niego drużyna grała słabiej, choć już latem było wiadomo, że szczyt formy będzie potrzebny na sam koniec sezonu.
Najsmutniejsze w rym wszystkim jest to, że spadek nastąpił niemal jednocześnie z pierwszymi poważnymi sukcesami juniorów. Po wielu latach bezowocnej pracy kolejnych trenerów receptą na utalentowaną młodzież okazał się sprowadzony z Gdańska Wiesław Walicki. Kierowani przez niego juniorzy młodsi sięgnęli dwa tygodnie temu po brąz w mistrzostwach Polski.

W Toruniu pojawiła się cała grupa kadrowiczów do lat 18 i 20, którzy za kilka lat mogliby stworzyć fundament solidnej drużyny PLH. Czy jednak teraz będą mieli jeszcze jakąś przyszłość w Toruniu?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska