Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

PO z PSL i bez Smoleńska wykończą się same

jacek deptuła jacek.deptuł[email protected]
Po rajdach Tuskobusem i wyborczym zwycięstwie premier uwierzył, że lud kocha PO...
Po rajdach Tuskobusem i wyborczym zwycięstwie premier uwierzył, że lud kocha PO... archiwum
Igrzyska się skończyły. Pozostał chleb. Coraz mniejszy, coraz droższy i coraz lżejszy, bo "nadmuchany" sztucznymi ulepszaczami.

Ten oszukany chleb coraz bardziej zaczyna przypominać mi działalność rządu Donalda Tuska. Nie minął nawet rok, a już po Euro 2012 sypnęło dziesiątkami skandali świadczących o wyjątkowej bezczelności i tupecie klasy politycznej. Tę informację czytałem kilka razy w paru źródłach, bo nie chciało mi się wierzyć, że to prawda. Oto Magdalena Kosel, szefowa gabinetu politycznego ministra rolnictwa Sawickiego z PSL rezygnuje ze stołka wraz z upadkiem chlebodawcy. Po czterech dniach powołuje ją nowy minister, a Kosel bierze 30 tys. zł... odprawy, bo przez 96 godzin była bezrobotna. To się nie mieści w głowie! Mieści się natomiast w prawnych paragrafach - wszystko jest lege artis. Prócz elementarnej logiki, nie mówiąc o przyzwoitości.

Sprawa oszukańczego parabanku Amber Gold tliła się już parę miesięcy, ale na czołówkach mediów królowały Euro 2012 i igrzyska w Londynie. Wbrew wielu moim czytelnikom nadal twierdzę, że za podpisywanie umów inwes- torów z prywatnymi instytucjami państwo nie odpowiada. Klienci lokowali pieniądze na własne ryzyko. Dopiero fakt, że Amber Gold w ogóle nie miał prawa działać ujawnił niewiarygodną nieudolność państwa. Najpierw instytucji, które nie powinny zarejestrować działalności oszusta - recydywisty. Okazuje się, że Plichta nie miał nawet zezwolenia na obrót złotem! Afera Amber Gold ujawniła też niesłychaną ślepotę wymiaru sprawiedliwości, który szybko i sprawnie wsadza za kraty głównie alimenciarzy, pijaczków i złodziejaszków.

"Nie agregowali"...

Po aferze taśmowej PSL jak z rogu obfitości posypały się informacje o partyjnym nepotyzmie kasty rządzącej, zwanej nie bez racji - próżniaczą. Sieć powiązań rodzinnych i towarzyskich przyprawia o zawrót głowy nie tylko obywatela zarabiającego 1500 złotych na rękę.

Tymczasem arogancja Waldemara Pawlaka poraża. Lider ludowców miał czelność powiedzieć, że taśmy Serafina to nie jest afera PSL! Bo każda partia chapie i kradnie. Jako żywo przypomina to słowa hinduskiego ministra robót publicznych Shivpala Yadava, który niedawno tak instruował swoich urzędników: "Jeśli pracujecie ciężko i wkładacie w pracę serce i duszę, to wolno wam trochę kraść". Przecież każdy polski polityk poświęca się dla narodu, nie je i nie śpi, tylko nam służy. Więc trochę pokraść można - nie tak chamsku, jak w Trzecim Świecie, ale uczciwie: w radzie nadzorczej, doradztwie, w gabinecie politycznym. Ostatecznie to budżetowe, czyli niczyje pieniądze.

Aleksander Grad, polityk PO, został powołany przez premiera na prezesa spółki od energii atomowej (której nie mamy) za 110 tys. zł miesięcznie! To dwuletni zarobek Polaka. A blisko dwieście przeciętnych pensji to równowartość jednej premii dla Rafała Kaplera, nadzorcy budowy Stadionu Narodowego.
Przez cztery lata korupcją i nepotyzmem w instytucjach państwowych zajmowała się minister Julia Pitera z PO. Do jej największych sukcesów należy zdemaskowanie pisowskiego ministra, który za służbową kartę kupił dorsza za 8 zł 16 groszy. Inny zapłacił 32 złote za kawę i whisky w kawiarni. A gdzie była Julia Pitera, kiedy rodziny i znajomi królików z PSL i Platformy robili skok na posady, zasiadali - najczęściej symbolicznie - w dobrze płatnych radach nadzorczych?! Pisała otóż raport na temat afery hazardowej, w którą wplątani byli znani politycy PO. Oto niewielka próbka dzieła pani minister, na której powinni się uczyć rzecznicy prasowi PO i PSL: "Ministerstwo nie agregowało danych dotyczących zastrzeżeń i propozycji tych podmiotów, jak również nie było w stanie przygotować takich zestawień na potrzeby kontroli. W związku z tym nie jest możliwe ustalenie, które z propozycji podmiotów i kiedy zostały wprowadzone do projektu ustawy" o grach hazardowych.

To tylko wierzchołek góry lodowej, na którą niebawem wpadnie śpiący na mostku kapitan Donald Tusk. Jest jeszcze jeden, moim zdaniem fundamentalny problem. W ciągu 22 lat do odpowiedzialności karnej pociągnięto najwyżej kilku polityków. Same płotki: ministra Lipca, Sawicką, Łyżwińskiego czy łódzkiego barona SLD. Reszta jest bezkarna. Tymczasem wiadomo, że nie wysokość kary, tylko jej nieuchronność sprawia, że ludzie nie łamią prawa. Jednak w przypadku polityków mówienie o nieuchronności kary to ponury żart.

Pijana Platforma

Premier to wyjątkowy szczęściarz. Druga połowa ubiegłego roku (wyborczego) upłynęła pod sztandarem polskiej prezydencji w Unii Europejskiej. Świetnie się złożyło, bo rząd zebrał dobre cenzurki od europejskich partnerów, którzy - podobnie jak większość Polaków - obawiali się zwycięstwa PiS.
Pierwsze półrocze tego roku to medialny show Euro 2012. Zdążymy z autostradami czy nie zdążymy? Skompromitujemy się czy zostaniemy wreszcie Europejczykami? Przygotowania do mistrzostw i gospodarskie wizyty na budowach zepsuły nieco nieprawdopodobne wpadki ministra zdrowia Bartosza Arłukowicza. Czego ten człowiek jeszcze bardziej nie pokomplikował - nie wie tego nawet Tusk.
Kilka tygodni przed Euro 2012 premier wytoczył swoje największe działo: "reformę" emerytalną. Ale z reformą ma ona tyle wspólnego co krzesło z krzesłem elektrycznym. Mechaniczne wydłużenie wieku emerytalnego nie wymagało przecież ani tęgich głów ekonomicznych, ani analiz i opinii ekspertów.

Natomiast w koronny argument, że mężczyźni pracujący dwa lata dłużej będą mieli o 20 proc. wyższą emeryturę (kobiety rzekomo o 70 proc.!) wierzą chyba tylko ministrowie. A i to nie wszyscy.
W sferze organizacyjnej i propagandowej Euro 2012 udało się nadzwyczajnie i piszę to bez ironii. W sportowej zaś byliśmy świadkami żenującej klapy. Kilkanaście dni później zaczęły się igrzyska. To kolejne tygodnie spokoju dla gabinetu Tuska, lecz sportowa klapa pogłębiła rosnącą frustrację Polaków. Bo w ostatnich aferach i skandalach skumulowały się jak w soczewce największe problemy rządu, który ma przecież za sobą aż pięć lat doświadczeń!

Jednak Platforma, pijana drugim sukcesem wyborczym, nie jest jeszcze nawet na etapie kaca. Nadal w pijanym widzie wierzy, że wygrała wybory. Otóż nie - wybory 2011 roku wygrał strach przed PiS i uzasadniona ciekawość, czy Janusz Palikot przewietrzy smrodek i duchotę w sali posiedzeń Sejmu.

Nic z tych rzeczy. Chocholi taniec trwa: Leszek Miller ględzi po próżnicy, Pawlak udaje dziewicę, Palikot "się najarał", a prezes Jarosław Kaczyński... Właśnie - prezes PiS poszedł po rozum do głowy. Nie epatuje miesięcznicami, wziął na krótszą smycz Macierewicza i schował śliskiego Hofmanna. Wyszedł ze słusznego założenia, że Donaldowi Tuskowi wystarczy nie przeszkadzać, sypie się sam.

Jesienią premier zapowiada "drugie exposé". Co w nim będzie? Odpowiadam: premier obieca pot i łzy. Powie, że światowy kryzys jest u naszych bram i konieczne są oszczędności. Powie, że mimo wszystko jest bardzo dobrze. Wreszcie oznajmi, że zrobi wszystko tak sprytnie, iż zaciskanie pasa nie dotknie obywateli.

A w końcu wyjdzie jak zwykle: to my zapłacimy za panią Kosel, Pawlaka, Amber Gold, Grada i resztę. Bo oni ciężko pracują, i wolno im trochę kraść.

Czytaj e-wydanie »Lokalny portal przedsiębiorców

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska