- Jeśli ktoś mówi, że Bydgoszcz stoi na skraju bankructwa, to znaczy, że mózg mu nie funkcjonuje - skomentował wczoraj prezydent, idiotyczne jego zdaniem, opinie o finansach miasta.
Nie trzeba być szczególnie wnikliwym, żeby domyślić się, o kogo może prezydentowi chodzić. Wystarczy przeczytać argumenty Grupy Społecznej "Dajmy szansę Bydgoszczy" za odwołaniem Konstantego Dombrowicza w referendum. " Olbrzymie zadłużenie miasta Bydgoszczy (dochodzące do ustawowych granic!) co grozi zarządem komisarycznym" - czytamy na stronie grupy.
- Zadłużenie Bydgoszczy na koniec 2008 rok wyniosło 513 milionów złotych, co stanowi 44 procent dochodów miasta. Jak więc widać do ustawowego dozwolonego poziomu 60 procent dużo jeszcze zostało - uzasadniał prezydent.
Dochody Bydgoszczy w ubiegłym roku wyniosły ponad 1.166 milionów złotych, co stanowi 101,2 procent. Wyższe dochody to m.in wynik większych o 20 milionów złotych dochodów z tytułu udziału w podatku PIT. Wydatki miasta wyniosły 1.280 milionów złotych, co daje 98,7 procent.
Inwestycje w ubiegłym roku w Bydgoszczy to 309 milionów złotych. Z tej kwoty, 125 mln zł to środki własne, 41 mln - środki zewnętrzne, 143 mln zł - kredyty. Największe ubiegłoroczne inwestycje to m.in. dokończenie trasy W-Z, budowa wiaduktu przy Gdańskiej czy rewitalizacja Wyspy Młyńskiej.
Inwestycje za ponad 200 milionów złotych zrealizowały w 2008 roku spółki. Najwięcej miejskie wodociągi, ale także Bydgoskie Towarzystwo Budownictwa Społecznego, Miejskie Zakłady Komunikacyjne.
Bydgoskie władze nie ukrywają, że w tym roku może nie być aż tak optymistycznie. - Dlatego będziemy się dokładnie przyglądać wydawanym pieniądzom. Na razie nie będzie korekty budżetu z powodu kryzysu. Czas na analizę będzie po pierwszych 6 miesiącach tego roku - mówi prezydent Dombrowicz.
