Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Podróż po starym sowieckim bunkrze

Marek Weckwerth [email protected] tel. 52 32 63 184
Turyści z zaciekawieniem zwiedzają dawną radziecką bazę atomową w lasach pod Brzeźnicą - Kolonią. Niedawno była tu wycieczka oddziału PTTK "Szlak Brdy” w Bydgoszczy
Turyści z zaciekawieniem zwiedzają dawną radziecką bazę atomową w lasach pod Brzeźnicą - Kolonią. Niedawno była tu wycieczka oddziału PTTK "Szlak Brdy” w Bydgoszczy Marek Weckwerth
Przez niewielki otwór wciskam się do podziemnego bunkra. W środku jest całkiem ciemno i zalatuje typową piwnicą. Ale o zwykłej piwnicy nie ma mowy. Zamiast ziemniaków czy węgla przechowywano tu głowice atomowe.

Jesteśmy w poradzieckiej jednostce wojskowej ukrytej pośród sosnowych lasów opodal Brzeźnicy - Koloni i Brzeźnicy Krajeńskiej w gminie Jastrowie. Żywiczny zapach wypełnia okolicę.

Tak naprawdę, gdyby analizować nazwę miejscowości - to poplątanie z pomieszaniem, bo ziemie te leżą na zachód od rzeki Gwdy, a więc już nie na Krajnie. Geograficznie jest to Pomorze środkowe, ale należące do województwa wielkopolskiego.

Tajne przez poufne
W latach 70. XX wieku, a być może już o dekadę wcześniej, Sowieci urządzili tu ściśle tajną bazę, o której rzeczywistym przeznaczeniu nikt poza najwyższym dowództwem Ludowego Wojska Polskiego nie miał pojęcia.

Kajakarze pomykający turystycznie z nutem rzeczki Płytnicy nie zdawali sobie sprawy, że pośród lewobrzeżnych pagórków i porastających je drzew czyhały wyrzutnie rakiet balistycznych wyposażone w głowice atomowe.

Co tam kajakarze! Nawet miejscowa ludność nie wiedziała, że za trzema rzędami drutów kolczastych (środkowy był pod napięciem) strzeżonymi przez betonowe punkty wartownicze i sieć okopów zgromadzony był atomowy arsenał.

Co ciekawe, atomową bazę zbudowały polskie wojska inżynieryjne, by oddać ją ostatecznie w ręce Rosjan. Zachowały się pojedyncze relacje żołnierzy - fachowców w różnych dziedzinach budownictwa - mobilizowanych specjalnie po to, by budować te czy inne tajne obiekty. Żołnierze wywożeni byli w lasy. Dokąd? Tego dokładnie nie wiedzieli. Na mapie były to tylko drzewa.

Cel: Kopenhaga!
W leśnej jednostce przechowywano prawdopodobnie balistyczne rakiety średniego zasięgu SS-1 "Scud", przeznaczone do niszczenia szczególnie ważnych celów. Za takie uważano duże zgrupowania wojsk przeciwnika, wielkie bazy wojskowe, lotniska, nawet miasta.

Plany dowództwa Układu Warszawskiego zakładały przekazanie bazy pod polską komendę w razie alertu o kryptonimie "Wisła". Przewidywano wtedy atak na państwa zachodnie. Przekazany nam arsenał jądrowy wymierzony byłby m.in. w Kopenhagę oraz inne cele na Półwyspie Jutlandzkim i w północnych Niemczech.

W tym kierunku miał zresztą pójść główny atak konwencjonalny naszych wojsk.

W Brzeźnicy rakiety można było wystrzelić z podziemnego silosu i z mobilnego stanowiska - wyrzutni samochodowej. Dyżurny samochód z rakietą stacjonował w ogromnym betonowym schronie przelotowym typu "Granit" (na zdjęciu) - takim, do którego wjeżdżał jedną stroną, a wyjeżdżał drugą.

W innym podziemnym bunkrze, do którego zapuścił się wyposażony w latarkę reporter "Pomorskiej", przechowywano i montowano głowice jądrowe. Wyposażenie bunkra, w tym ciężkie stalowe drzwi, suwnice i dźwigi, system klimatyzacyjny, zostało niemal kompletnie zdemontowane przez złomiarzy.

Schodzisz i ryzykujesz
Lasy Państwowe, administrujące na tym terenie, zasypały wejścia do betonowego kompleksu, zostawiając tylko niewielki otwór. Wystawiając odpowiednie tablice, przestrzegają też przed penetrowaniem ciemnych podziemi. Nie bez powodu. Po zejściu do wnętrza betonowa podłoga nagle urywa się 4-metrowym uskokiem, odsłaniając główną komorę bunkra.

Właśnie w niej odbywał się montaż głowic jądrowych z częścią napędowa rakiety balistycznej. Głowice i rakiety wyprowadzano z pomocą suwnic z bocznych pomieszczeń magazynowych.

To najważniejszy fragment dawnej bazy - bojowy, bo były też inne: mieszkalne dla żołnierzy i rodzin kadry zawodowej, budynek sztabowy, park samochodowy i plac apelowy. Stacjonowało tu stale 200-300 żołnierzy.

Ukryte Kłomino
W pobliskim Kłominie (nazywanym przez Rosjan Grodkiem) tuż za granicą z województwem zachodniopomorskim znajdowało się odizolowane od świata zewnętrznego radzieckie miasteczko, z którego dowożono kadrę i wartowników.

Dwanaście kilometrów dalej na północ leży słynne Borne-Sulinowo. Do tamtejszej szkoły dowożono z Brzeźnicy dzieci żołnierzy zawodowych.

Kłomino, podobnie jak Borne - Sulinowo, było przed wybuchem II wojny światowej niemiecką bazą wojskową (ta część Pomorza leżała w granicach Niemiec) i nazywało się Westwalenhof. Podczas wojny urządzono tu oflag II D Grossborn-Westfalenhof dla jeńców francuskich, potem polskich, wreszcie sowieckich i ponownie polskich.

Latem 1944 roku zorganizowano tu słynne zawody w szesnastu dyscyplinach. Zmagania ok. 100 zawodników okrzyknięto XII Igrzyskami Olimpijskimi.

Na początku lat 50. Sowieci rozbierali poniemieckie budynki i tak pozyskane cegły wysyłali do Warszawy, gdzie wznoszono Pałac Kultury i Nauki im. Józefa Stalina.

Do roku 1992 stacjonował tu 82. Gwardyjski Pułk Strzelców Zmotoryzowanych. W przyległym do jednostki zamkniętym mieście żyło ok. 5 tysięcy oficerów i podoficerów z rodzinami. Kłomino miało pełną infrastrukturę miejską, łącznie ze szpitalem.

Dziś mówi się nie o Kłominie, a raczej o Mieście Duchów, Mieście Widmie.

Przyrównuje się je do opuszczonego przez mieszkańców Czarnobyla. Zdewastowane poradzieckie blokowiska rzeczywiście przypominają krajobraz po katastrofie nuklearnej.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska