Ciekawie jest już od początku. Najpierw siadamy na widowni - tak zwyczajnie, jak na "normalnym" przedstawieniu. Jednak kiedy światła gasną kurtyna się nie unosi. W ogóle nie ma kurtyny. Są wielkie usta, z których nagle wysuwa się Język - wygadany, pewny siebie i bardzo, bardzo ruchliwy. Razem z nim poznajemy Ślinkę Mądralińską, ukochaną Języka, radzącą mu często by poszedł do rozum do głowy. I w końcu Język idzie - wyrusza w tę podróż razem z widzami - oczywiście przez usta.
A w głowie jest ciasno - bo są i Zęby - Generał (bo z plombą), Urwis, Piękniś i Chory, jest też oczywiście Mózg oraz Móżdżek. Język - coraz bardziej pewny siebie - zamiast "szukać rozumu" wpada na na plan, by zapanować nad głową. Co dzieje się dalej - można zobaczyć na scenie "Baja". I warto, bo przedstawienie momentami przypomina cyrkowe popisy - co podobało się zwłaszcza najmłodszej publiczności - reżyser Zbigniew Lisowski zadbał, by tempo opowieści praktycznie na moment nie słabło..
Starsi widzowie przypatrywali się aktorskim popisom artystów z "Baja". Jacek Pysiak - Język - pokazał nieodkryty chyba dotąd talent hiphopowego wokalisty. Pięknie śpiewała Ślinka - Marta Parfieniuk oraz oczywiście "primadonna" Struna - Głosowa - Grażyna Rutkowska - Kusa. Cały spektakl jest zresztą bardzo rozśpiewany - brawo za muzykę dla Piotra Nazaruka - a aktorzy bardzo dobrze sprawdzają się w tej konwencji. Szkoda tylko, że momentami zawodziła technika, przez co słowa niektórych piosenek, autorstwa Wojciecha Szelachowskiego, były mało czytelne.
Widzowie mają niepowtarzalną okazję zajrzeć prosto w oczy aktorom grającym w przedstawieniu. Są oni blisko, na wyciągnięcie ręki. Czy nie za blisko - niektórzy widzowie żartowali po spektaklu, że momentami... bali się szalejących po scenie aktorów. Byli to jednak ci starsi widzowie. Młodsi wychodzili oczarowani.
Podróż za jeden język
SZYMON KIŻUK

Tak blisko aktorów widzowie toruńskiego "Baja" dawno już nie byli. Większość gości niedzielnej premiery sztuki "Po rozum do głowy" była takim pomysłem zachwycona.