Pół roku temu stracili cały dobytek. Dbali o komunalne mieszkania w kamienicach. Latami się urządzali, remontowali. Jednego dnia stracili wszystko.
Mieszkańcy Strzelna i okolic tuż po pożarze kamienic przy ulicach Lipowej i Inowrocławskiej okazali wielkie serce. Przynosili dary, dzielili się tym co mieli. I za to pogorzelcy są im wdzięczni. Jednak kilka miesięcy po tym, jak spłonęły ich domy pamięta się o nich mniej. Choć życie pogorzelców wcale nie wróciło do normy. Po tym jak ogień strawił ich mieszkania i ich wyposażenie lokatorzy dwóch kamienic radzili sobie jak mogli. Niektórzy poszli mieszkać do zastępczych lokali wskazanych przez gminę. Jakoś się tam urządzili. Część znalazła schronienie u rodziny, niektórzy wynajęli mieszkania na własną rękę. Lokale komunalne mieli dostać wszyscy pogorzelcy. Nie wszyscy jeszcze je mają. Niektórzy nie przyjęli propozycji. Nie chcieli wyprowadzać się z miasta, nie odpowiadały im warunki.
Czytaj: Pożar w Strzelnie. Kilkanaście rodzin straciło dach nad głową [zdjęcia]
- Boimy się, że jak przyjmiemy byle co, to tam zostaniemy - argumentowali pogorzelcy.
- Ja przez 30 lat inwestowałam w mieszkanie. Wszystko się spaliło. Dlaczego teraz mam iść do mieszkania, które wymaga kapitalnego remontu? Znów mam je remontować, choć ono nadal nie jest moje - mówi nam jedna z kobiet, poszkodowanych w pożarze.
Jak mówią lokatorzy warunki w proponowanych im mieszkaniach są gorsze, od tych które mieli w spalonych domach. Nie chcą na przykład wspólnych toalet czy mieszkań ogrzewanych piecem. Chcą, aby to gmina wyremontowała dla nich mieszkania.
- Przecież zbierano pieniądze dla pogorzelców. To niech z tych pieniędzy remontują. Dostałam po pożarze 600 złotych i nic więcej, nie było żadnych 6 tysięcy od wojewody. Nie chcę wkładać kolejnych swoich pieniędzy w gminne mieszkanie - mówi nam jedna z poszkodowanych osób.
- Ludzie patrzą na nas wilkiem, bo rzekomo wszystko jest dla pogorzelców. Tymczasem to jest tak, że ktoś mieszka w pięć osób w dwóch pomieszczeniach, ktoś u rodziny, że w jednym łóżku śpią dwie dorosłe osoby - matka i córka. Kończą się umowy najmu, trzeba szukać kolejnych mieszkań do wynajęcia, w bloku czynsz jest kilka razy droższy niż w starych mieszkaniach. Nie wiemy jak długo będziemy żyć w takim zawieszeniu - mówi nam jeden z pogorzelców.
Zdaniem poszkodowanych wiele osób uważa, że nie ma problemu pogorzelców i pomagać im nie trzeba. Co więcej słychać głosy, że mają za duże wymagania. Zresztą podobny pogląd ma część radnych, którzy na jednej z komisji przed wakacjami nie kryli oburzenia, że pogorzelcy nie przyjmują po prostu tego, co im proponuje gmina.
- A my nie wiemy nadal co z nami będzie. Tymczasem są kolejne osoby, które potrzebują mieszkań, bo walą te, w których mieszkają - mówią dawni lokatorzy z Lipowej i Inowrocławskiej. - Przyjmiemy mieszkanie do remontu, zrobimy je za własne pieniądze, a inni dostaną gotowe przy ulicy Michelsona.
W przeszłym roku ma być gotowa do zamieszkania kamienica właśnie przy ulicy Michelsona. W pierwszej kolejności mają ją zasiedlać pogorzelcy.