W akcję pomocy Bogatyni włączyła się bydgoska spółka unieszkodliwiania odpadów ProNatura. W środę 18 sierpnia, razem z transportem łopat, na zalane tereny, wyruszył oddelegowany do tej misji kierowca samochodu z kontenerem do wywozu odpadów wielogabarytowych.
Rozmowa z
TOMASZEM LEOŃCEM<
kierowcą ProNatury
- Na czym polegała pana praca?
- Do Bogatyni dojechałem w 9 godzin. Zostałem zakwaterowany w szkole, gdzie byli również i inni kierowcy oraz mieszkańcy bez dachu nad głową. Następnego dnia wstałem o 5 rano i pojechałem nad brzeg rzeki. Naszym zadaniem było sprzątanie terenu ze zniszczonych mebli, sprzętów, mułu i gruzu.
- Czy obyło się bez przygód?
- Mieliśmy trzy sytuacje awaryjne. Najgroźniejsza miała miejsce, gdy samochodem wpadłem do nieoznakowanej studzienki odpływowej. Nie mogłem się wydostać i po dwóch godzinach wyciągnął mnie kierowca koparki. Inaczej nie dałoby rady. Ale sprzęt do Bydgoszczy powrócił cały. To był bojowy chrzest dla naszej nowej maszyny.
- Jak na pomoc reagowali mieszkańcy zalanego miasta?
- Zostałem bardzo ciepło przyjęty. Ludzie w Bogatyni, gdy czytali moją tablicę rejestracyjną uśmiechali się i dziwili, że przyjechałem z tak daleka. Nie spotkałem innego samochodu z regionu. Widziałem jedynie kolegę z Warszawy. Nie zastanawiałem się, gdy poproszono mnie o ten wyjazd, ta pomoc była im potrzebna. Zresztą nadal jest, tylko że teraz na odbudowę domów.