Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Połączył ich Zachem. Przez lata żyli spokojnie i bezpiecznie

Agnieszka Domka-Rybka [email protected]
Państwo Gościńscy poznali się 25 lat temu w Zachemie, którego oboje są pracownikami
Państwo Gościńscy poznali się 25 lat temu w Zachemie, którego oboje są pracownikami Agnieszka Domka-Rybka
Spotkali się w autobusie typu ogórek. Rok 1987. "Ogórek" najpierw zabierał pracowników barwników, czyli wsiadała ona. Później jechał po ludzi z syntezy i dołączał on. Dokładnie ćwierć wieku od tej chwili oboje zostaną bez pracy.

Mówią, że są zachemowskim małżeństwem. Mieszkali razem w zachemowskim hotelu. Jedli posiłki w zachemowskiej stołówce. Leczyli się w zachemowskiej przychodni. Także dzięki Zachemowi wychowali dwójkę dzieci bez pomocy babci i opiekunki.

Niestety, bydgoskie zakłady chemiczne przechodzą powoli do historii. Dla Ewy i Benedykta Gościńskich oznacza to, że tak, jak kiedyś dostawali podwójne pensje, premie i trzynastki, teraz otrzymają dwa wypowiedzenia.

Więcej wartościowych treści na www.pomorska.pl/premium

Jak aparatowy wypatrzył laborantkę

Zachem zajmuje 800 hektarów. W tamtych czasach między działami firmy kursowało siedem linii autobusowych. Jeździły "ogórki", czyli autobusy marki Jelcz, jak po większości polskich dróg.
Miały kogo rozwozić, bo w latach osiemdziesiątych (ubiegłego wieku) firma zatrudniała ponad czterotysięczną załogę. Dziś to zaledwie 700 osób, a wkrótce będzie ich jeszcze mniej.
- Moje nazwisko jest na liście 29 pracowników, którzy jeszcze w grudniu mają dostać wypowiedzenia - wzdycha Ewa Gościńska (lat czterdzieści kilka).
- W następnej turze moja kolej! - mówi krótko Benedykt Gościński, mąż pani Ewy (lat czterdzieści kilka).

Przeczytaj także: Nie ma gdzie sprzedawać polskich produktów, więc ludzie stracą pracę

Pan Benedykt wspomina dobre czasy:
- Wsiadłem do "ogórka". Ewa już w nim siedziała, bo autobus najpierw zabierał ekipę z barwników. Od początku bardzo mi się spodobała, ale nie od razu miałem odwagę ją zagadać. Spoglądałem czasami w jej kierunku również w zachemowskiej stołówce i - jak to się mówi - czekałem na odpowiednią okazję. Wiedziałem, że nie odpuszczę!
- Pracowałam wtedy na WT-12 (zakład barwników - red.) jako laborantka - dodaje pani Ewa.
Pan Benedykt: - A ja byłem aparatowym mleczka wapiennego na syntezie (produkcja epichlorohydryny: EPI - red.).
Oboje byli zatrudnieni w tzw. systemie 4 BSP.
Dla niewtajemniczonych to: dwa dni na rano, dwa dni na nocki, dwa dni wolne i od nowa to samo.

Zanim zostali parą, mieszkali w pracowniczym hotelu przy ulicy Baczyńskiego w Bydgoszczy. Zachem dokładał im do utrzymania, zresztą, jak wszystkim w tym hotelu.
Zakład urządzał też okolicznościowe rozrywki, ale skupmy się na jednej, wyjątkowej. Bo od niej wszystko się zaczęło.
Dzień Kobiet: 8 marca 1988 roku. Impreza - a jakże - w zachemowskiej stołówce.
- To była właśnie ta okazja, na którą czekałem! Chciałem zamienić z Ewą choć kilka słów. Niestety, w pierwszej chwili straciłem zapał. Wtedy, gdy zobaczyłem ją z papierosem. Normalnie twarzy nie było widać zza dymu! - kręci głową pan Benedykt.
- Zapomnijmy wreszcie o tym nikotynowym epizodzie mojego życia, proszę! - wtrąca żona.
- Widać jestem tolerancyjny, skoro w czerwcu 1988 roku już byliśmy parą, razem poszliśmy na ślub mojej siostry, a dokładnie rok później odbyło się nasze wesele - wspomina Gościński.
W 1992 roku pani Ewa zaszła w pierwszą ciążę i urodził się Czarek - dziś chłopak ma 20 lat. Po kilku latach Czarek miał już brata Kacpra, aktualnie 13-latek.
Pani Ewa opowiada: - Wiem, że w dzisiejszych czasach trudno o taki wyczyn, ale naprawdę sami wychowaliśmy chłopców. Bez pomocy babci i bez pomocy opiekunki!
- Dzięki pracy na zmiany, bo gdy ja wracałem, żona wychodziła z domu - mówi pan Benedykt. - Nikt nigdy nie robił nam problemów z grafikiem. Żona bez problemu wracała na swoje zmiany po urlopach macierzyńskich. I porządne szkoły udało nam się skończyć. Takie to były czasy!
Od stycznia 1991 roku coś nagle zaczęło się w firmie psuć - wspomina pani Ewa: - Na efekty nie trzeba było długo czekać, w połowie roku zamknięto mój dział WT-12. Jednak, żeby nie zwalniać załogi barwników, wymyślano nam różne zajęcia. Oj, przeróżne!

Przeczytaj także: Zachem Bydgoszcz. Koniec zakładów chemicznych z wieloletnią tradycją

Wyglądało to tak: laborantka Gościńska oraz jej koleżanki w białych kitlach myły okna. A, że w firmie było ich dużo, to gdy kończyły pierwszą kolejkę, te, od których zaczynały - już były brudne. W każdym razie robota była cały czas zapewniona.
- Dziewczyny w białych fartuchach zbierały również kije na torach Zachemu, żeby tylko zabić czas - pan Benedykt pamięta, jakby to było wczoraj.
- Jednak cały czas była praca, nikt nas nie chciał wyrzucać na bruk - docenia pani Ewa.
- Gdy już wszystkie kije były pozbierane i okna umyte - słychać śmiech pani Ewy - otwarto zachemowską przychodnię i znów trafiłam do laboratorium.
Gościńscy twierdzą zgodnie, że złe czasy nastały w Zachemie w 2007 roku, gdy już należał do Ciechu i był prywatyzowany: - Później już było tylko coraz gorzej, niezależnie, kto był prezesem. Przenosili pracowników z miejsca na miejsce. Nikt nie wiedział, co go czeka następnego dnia. Przestaliśmy czuć się bezpiecznie na swoich posadach.
- Mnie przenieśli z laboratorium na stanowisko pracownika biurowego. Od tego czasu, mniej więcej co pół roku, miałam nowego kierownika. Każda zmiana rodziła pytanie: co będzie dalej? Od 2010 roku do dziś pracuję w laboratorium zakładu TDA (produkcja aminy - red.). Jeszcze pracuję! - z twarzy Gościńskiej nagle znika uśmiech.

Mąż też swoje w Zachemie przeszedł:
- Najpierw, jak już powiedziałem, byłem aparatowym mleczka wapiennego na EPI. Później przenieśli mnie do głównego wydziału EPI, następnie na sterowniczego EPI, wkrótce na koordynatora w Kompleksie Monomerów. Dziś jestem inspektorem do spraw majątkowych i zaopatrzenia technicznego Centrum Biznesowego EPI.

Gościńscy mieszkają na bydgoskich Kapuściskach, kupili ładne mieszkanie.
Na zarobki w Zachemie - mówią uczciwie - nigdy nie można było narzekać.
Chwila ciszy, po czym pani Ewa zdradza, że nie ma pomysłu, co dalej zrobić ze swoim życiem zawodowym. Skąd wziąć pieniądze na kredyt, rachunki i prywatne studia dla Czarka?
- Słyszałam, że chcą zaoferować zwalnianym szkolenia, ale kim ja mam zostać: 45-letnią kwiaciarką czy fryzjerką? Może i nawet bym się zgodziła, ale czy taka praca jest w Bydgoszczy? Próbowałam dowiedzieć się o jakimkolwiek zajęciu. Znajomi mówią: "Ewa, znajdziesz jakąś robotę, ale albo na czarno, albo za najniższą krajową". Nie mogę tego pojąć, bo w naszym starym Zachemie nigdy nie poznaliśmy, co to bieda.

Ja sobie to wykrakałam!

- Czuję ogromny żal - komentuje Gościński. - Zrobili nam wielką krzywdę! Nam, bo nie jesteśmy jedynym zachemowskim małżeństwem, które wspólnie straci jedyny dochód. W duchu mam nadzieję, że zakład przetrwa, ale rozsądek podpowiada mi, że to już, niestety, koniec.

Pan Benedykt jest wyraźnie zdenerwowany: - Wystarczy spojrzeć na zachemowską stołówkę, w której tańczyliśmy z Ewą pierwszy raz - to ruina! Prawdziwy symbol nowych czasów i wkrótce pewnie cała firma będzie tak straszyć! Smutne...

Koledzy z pracy często im dokuczali: "Gościńscy, wy to jesteście dopiero ustawieni. Dostajecie wszystko podwójnie: pensje, nagrody, premie, trzynastki. Jak my wam zazdrościmy!".
Wtedy pani Ewa się odgryzała: "Ale, jak nas zwolnią, to też oboje".
- I proszę mi powiedzieć, czyż ja sobie tego nie wykrakałam? - kończy.

Czytaj e-wydanie »Lokalny portal przedsiębiorców
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska