https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wesołe jest życie staruszka...

JOANNA GRZEGORZEWSKA [email protected]
Wspólne rozmowy, dyskusje, spacery - życie emeryta może być przyjemne, prawda?
Wspólne rozmowy, dyskusje, spacery - życie emeryta może być przyjemne, prawda? fot. tytus żmijewski
Ona ma na imię Czesława, on - Jerzy. Oboje są emerytami. I oboje czerpią z życia pełnymi garściami.

Każdy dzień jest kolejnym wyzwaniem, każda godzina powodem do zadowolenia, a każdy kwadrans...
- Pozytywnie zakręceni - można by o nich powiedzieć.
- Z przepisem na udane życie - warto by nadmienić.
- Z przepisem, którym chcą się dzielić - dorzucamy.
"Zapraszamy do naszego mieszkania" - napisali w liście przesłanym do redakcji. "Zapraszamy, by opowiedzieć, jak się nie nudzić, będąc bez pracy zawodowej. Mamy również dużo zdjęć, które chętnie pokażemy".
Podpisano: Czesława i Jerzy Prusińscy.
A my skorzystaliśmy z zaproszenia, rzecz jasna.

Kotki

Bydgoski Fordon, jedno z mieszkań w tamtejszym blokowisku. Po pokojach dostojnie przechadzają się: 17-letni kocur o imieniu Kicia (nie odstępuje Jerzego ani na krok) i 11-letni kolega Krycha (żeńskie imię dostał na cześć przyjaciółki Prusińskich, a dokładniej na cześć jej trochę krzywego chodu, który jest charakterystyczny również dla niego). Jest tu też 7-letnia Ślepotka, znaleziona przez Prusińskich na śmietniku i 6-letnia Siwucha, którą Jerzy przyniósł z piwnicy sąsiedniego bloku.

Sporo kotów jak na tak małe mieszkanie - można by rzec.
Sporo, ale Czesława i Jerzy bez kotów nie potrafią żyć. Obydwoje kochają je, szanują. I to nie tylko te swoje, ale osiedlowe też. Jerzy wozi je do weterynarza, Czesława dokarmia. A ile przy tym się nasłucha od sąsiadów... Szkoda słów.

Choć warto tu zaznaczyć, że Czesława nie jest z tych, co dają sobie w kaszę dmuchać, więc gdy ktoś jej stanie na drodze, bardziej chyba współczuć należałoby jej przeciwnikowi niż pani Czesławie.

I nic dziwnego, to zaprawiona w bojach kobieta, jak by nie było wiceprezes Bydgoskiego Klubu Przyjaciół Zwierząt Animals, która - jak się można domyślać - z niejednym złym człowiekiem musiała koty drzeć.

- A że głupich nie sieją... opieka nad zwierzętami, nie tylko kotami, zajmuje mi większość dnia - śmieje się Czesława Prusińska. - Mogę sobie na to pozwolić, w końcu jestem emerytką, prawda? Prawda, podobnie zresztą jak Jerzy.

Rakieta

Jerzy Prusiński, podobnie jak Czesława - jeśli nie nosi na plecach karmy dla zwierząt - może poświęcić prawie cały dzień na swojego konika, a jest nim... tenis. Ile on już butów zdarł, ile rakiet połamał, ile kortów zwiedził - trudno zliczyć.

Prusiński (z zapałem): - Uwielbiam ten sport. To moja odskocznia, sposób na życie. Gdyby nie tenis siedziałbym pewnie przed telewizorem i pił piwo. I korzyść byłaby z tego taka, że rósłby mi tylko brzuch.

Prusińska (kokieteryjnie): - I nie miałbyś takich zgrabnych nóg (na 70-te urodziny Czesława zrobiła mężowi laurkę, na której umieściła zdjęcie nóg Jerzego w gimnastycznych spodenkach z życzeniami by "trzymały się długo").

Dziennikarz (poważnie): - Kiedy pan zaczął grać?

Prusiński (ze śmiechem): - Mając czterdzieści parę lat, ale dopiero teraz, na emeryturze mogę poświęcić się w całości temu sportowi.

Dziennikarz (z zainteresowaniem): - Z jakim efektem?

- Proszę zobaczyć - mówi i rozkłada na stole dyplomy. I trzeba przyznać laurów i tytułów mamy tu mnóstwo: mistrz województwa seniorów, mistrz regionu w turnieju mężczyzn 55+, dwukrotny wicemistrz Polski, wicemistrz turnieju międzynarodowego dla amatorów w Sopocie, kategoria "emeryci"... - Udział w teleturniejach biorę każdego lata. A najbardziej cenię sobie zawody w Sopocie. Dlaczego? Między innymi ze względu na doborowe, międzynarodowe towarzystwo.

Prusiński (z entuzjazmem): - Poznałem tam wielu ciekawych ludzi, z paroma się zaprzyjaźniłem, a dzięki tym przyjaźniom zobaczyłem trochę świata. Przepraszam, zobaczyliśmy, bo zapraszani zawsze byliśmy razem, ja i moja żona.

Prusińska (radośnie): - Byliśmy w Niemczech i w Holandii. Zaprzyjaźnieni z mężem panowie przyjeżdżali też do nas.

Prusiński (z nutą zadowolenia?): - Taaa, a gwiazdą wieczoru zawsze była Czesława.

Prusińska (ze śmiechem): - Co ja zrobię, że tak lubię tańczyć i jestem w stanie robić to do białego rana?

Dziennikarz (ze zdziwieniem): - Nie jest pan o żonę trochę zazdrosny?

Prusiński (poważnie): - Ani trochę. I w tym po trochu tkwi sukces naszego małżeństwa.

Palmy

Ona ma 64 lata, on 72. Ona jest ze Śródmieścia, on ze Szwederowa. Poznali się w bydgoskim biurze projektowym, kopę lat temu. Ona zajmowała się pracą biurową, on inżynier mechanik - projektowaniem. - I wpadła mi w oko od razu. Pamiętam, wszedłem do biura i dech mi zaparło: drobniutka blondynka, niebieskie oczy i ten uśmiech....

- Tak ten uśmiech ujął mnie najbardziej - opowiada Jerzy, a Czesława dodaje, że i on dość szybko zawrócił jej w głowie: wesoły, inteligentny, no i te nogi... Niezły kąsek. Jednym głosem mówią, że decyzji o wspólnym życiu nie żałują do dziś.

- Wiadomo, że bywają dni lepsze i gorsze, ale ważne, by pamiętać i skupiać się na tym, co dobre - Czesława uśmiecha się ciepło, a Jerzy zauważa: - Ważne chyba jest to, że lubimy przebywać razem, że nie przeszkadzamy sobie i nie męczymy się sobą.
Razem chodzą na spacery po fordońskich górkach (kiedyś wiele godzin spędzali na rowerach, ale teraz stawy na to nie pozwalają). Prawie w ogóle nie oglądają telewizji, a jeśli już, to śledzą poczynania policji z programu "W11 - Wydział Śledczy" i młodych ludzi z "Detektywów". W przypadku Jerzego w grę wchodzą jeszcze mecze.
Gdy on krzyczy "gol!", ona czyta książki hiszpańskiego pisarza Carlosa Zafona. Kiedy on zagłębia się w tajniki polskiej polityki, ona pielęgnuje kwiaty na balkonie i to z takim oddaniem, że zostało to docenione przez specjalne jury, które przyznało Czesławie Prusińskiej nagrodę za najpiękniejszy balkon w mieście.

- Uwielbiamy też słońce, palmy, plażę. Kochamy podróże. A że mamy teraz dużo swobody, ponieważ dzieci - syn Rafał i córka Małgosia - od dawna są już na swoim, możemy bez wyrzutów sumienia jeździć po całym świecie - zdradza Czesława.
Państwo Prusińscy byli już na Wyspach Kanaryjskich, na Krecie, na Cyprze, w Egipcie, w Grecji, Hiszpanii, Turcji. I zwiedzali tam, poznawali nowych ludzi (a w towarzystwie innych to oni lubią przebywać i to bardzo), plażowali i... nurkowali, co udokumentowali na kolorowych zdjęciach.

Kolczyki

Dziennikarz: - O czym jeszcze może marzyć emeryt?

Prusiński: - Chciałbym pojechać tam, gdzie jeszcze mnie nie było. Może do Ameryki?

Prusińska: - A ja bym chciała skoczyć z samolotu ze spadochronem. I zrobię to. Może na siedemdziesiąte urodziny?

Dziennikarz: - A co zrobiła pani w swoją sześćdziesiątą rocznicę urodzin?

Prusińska: - Następnego dnia poszłam do kosmetyczki i kazałam sobie zrobić parę dziurek w uszach.

Dziennikarz: - Ile dokładnie?

Prusińska: - Sześć.
Zgadza się.

zaproście nas do siebie
Jeśli i Wy chcielibyście zaprosić nas do siebie, opowiedzieć o swoim życiu, zainteresowaniach, napiszcie. Nasi dziennikarze chętnie Was odwiedzą.
Nasz adres: Gazeta Pomorska, ul. Zamoyskiego 2, 85-063 Bydgoszcz

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska