https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Policjantki miały uprzykrzyć życie pielęgniarkom

(JAD)
fot. sxc
Zagłuszanie telefonów komórkowych pielęgniarek okupujących w 2007 roku kancelarię premiera, było jedną z łagodniejszych szykan.

10 policyjnych negocjatorek i psycholożek nękało przez kilka dni strajkujące kobiety chcąc zmusić je do zakończenia protestu!

Jak poinformował wczoraj "Dziennik", podczas okupacji sali nr 7 w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, specjalną akcję prowadziły policjantki, podające się za personel kancelarii premiera. Ich zadaniem było przeszkadzanie kobietom we śnie, utrudnianie korzystania z toalet oraz straszenie. W ten sposób miały zmusić pielęgniarki do zakończenia okupacji.

Dziwni ludzie bez identyfikatorów
Rzeczywiście, przewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Pielęgniarek i Położnych Dorota Gardias skarżyła się tuż po zakończeniu protestu, że "najgorsza była arogancja strony rządowej. Byłyśmy zastraszane i budzone o drugiej, trzeciej, czwartej w nocy, a potem o siódmej. Robili to "dziwni ludzie", którzy nie mieli identyfikatorów i nie chcieli się przedstawić. Mówili, że nas wyniosą".

Małgorzata Sadurska, minister w Kancelarii Premiera, wyjaśniała wówczas, że byli to pracownicy Kancelarii Premiera i ich... doradcy społeczni.

Zadaniem 10 policjantek było, poprzez manipulowanie emocjami, przestraszenie i wywołanie poczucia winy u pielęgniarek. Anonimowy oficer policji powiedział gazecie, że "kazano im stosować chwyty poniżej pasa: niby przypadkiem miały przerywać sen pielęgniarkom, nie zezwalać na palenie papierosów. Nakazano im utrudniać kobietom dbanie o higienę osobistą, a następnie wypominać, że brzydko pachną". Po zakończeniu akcji policjantki zostały nagrodzone 3-tysięcznymi premiami".

Prawa (chyba) nie złamano

Sprawa trafiła do prokuratury i badana jest pod katem, czy ówczesny komendant główny policji Konrad Kornatowski i jego zastępca Stanisław Gutowski, przekroczyli swoje uprawnienia

- Nie wydaje mi się, by działanie policji było niezgodne z prawem - mówi karnista UMK i poseł LiD prof. Marian Filar. - Ale nie znam szczegółów policyjnej operacji.

Mimo wszystko strajk okupacyjny był nielegalny, więc obowiązkiem władzy było przywrócenie porządku. Pytanie tylko, w jaki sposób to się odbyło! Jeżeli tak, jak pisze "Dziennik", to można czuć niesmak i swego rodzaju współczucie dla ówczesnej władzy. Oni niby chcieli rozmawiać z pielęgniarkami, a za plecami brzydko kombinowali.

Prof. Filar uważa, że rząd wyszedłby z twarzą, gdyby albo zaprosił panie pielęgniarki na rozmowy, albo zdecydowanie lecz taktownie wyprowadził je z kancelarii premiera. - Niewykluczone, że mamy do czynienia z tzw. przestępstwem urzędniczym - kończy toruński poseł LiD.

Komentarze 2

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

K
Krzysztof Brodnicki
I tak dziwne, że wpuścili baby do obiektów rządowych bez przeszukania!!! BOR do d...!
A zdrugiej strony... Po co im były komórki skoro dziennikarze z kamerami byli obok?!! Ale wredne (?)"kaczory", brrrr....
J
Ja
Wredne, typowo kacze metody ...
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska