- Czy 2013 rok przyniesie jakiś polityczny przełom, może wcześniejsze wybory?
- Na to się nie zanosi. PO i PSL są na siebie skazane. Platforma nie znajdzie w tej kadencji bardziej lojalnego sojusznika. Nowy prezes PSL Janusz Piechociński zdaje sobie sprawę, że z innymi klubami nie stworzy w Sejmie większości, a po ewentualnych wyborach przedterminowych pozycja PSL może ulec osłabieniu.
- Tymczasem PiS zapowiada, że będzie głośniej "budził Polskę", co oznacza wyprowadzanie ludzi na ulice.
- Takie demonstracje siły nie służą tej partii. Badania opinii publicznej cały czas pokazują, że PiS więcej zyskuje przy koncyliacyjnym stylu uprawiania polityki niż tak konfrontacyjnym. Z drugiej strony nie może nie widzieć, że konfliktowa postawa jego lidera sprzyja największemu konkurentowi - Donaldowi Tuskowi. Od dobrych pięciu lat Jarosław Kaczyński nie wyciąga z tego wniosków.
Przeczytaj także:Co tam, panie w kujawsko-pomorskiej polityce? Marazm...
- Może więc Ruch Palikota wyraźnie zmieni coś na politycznej scenie?
- Janusz Palikot musi przede wszystkim uporządkować szeregi swojej partii, gdzie wyraźne są wewnętrzne podziały. Po drugie - RP musi określić swoją tożsamość. Z jednej strony deklarują się jako lewica, z drugiej strony, w sferze gospodarczej i społecznej stara się wdrażać postulaty typowo liberalne.
- A czego spodziewać się po - jak się wydaje - biernym SLD?
- Sojusz musi wreszcie przedstawić, a zwłaszcza urzeczywistniać wizję polskiej lewicy. Przywództwo Leszka Millera jest bardziej skuteczne niż Grzegorza Napieralskiego, ale dryfowanie w miejscu będzie na dłuższy dystans zabójcze. Dużą szansą jest budowanie oferty w oparciu o społeczną popularność Ryszarda Kalisza. To jednak nie wydaje się realne, gdyż oznacza osłabienie pozycji obecnego lidera.
- Zatem nie przewiduje pan znaczących wstrząsów politycznych w 2013 roku?
- Nie leży to w interesie żadnej partii. Poza tym, czytając oświadczenia majątkowe posłów, warto zobaczyć, ilu z nich ma kredyty, więc nie sądzę, aby dążyli do rozwiązania własnych miejsc pracy. Dziś wysokie prawdopodobieństwo ponownego wyboru dotyczy mniej niż połowy posłów.
Czytaj e-wydanie »