Samotna bydgoszczanka, nazwijmy ją Helena, skończyła 70 lat. Od sześciu jest samotna. Z mężem rozwiodła się już po przejściu na emeryturę. Byli razem 47 lat. Wreszcie uznali, że niezgodność charakterów stanowi przeszkodę nie do pokonania. Poszli do sądu złożyć pozew rozwodowy. Wszyscy mocno się zdziwili, a najbardziej jedyny syn pary, gość po 40-tce.
Jego matka, już znowu wolna, postanowiła, że na starość (ostatnio mówi, że akurat ma początek jesieni i kalendarzowej, i swojej - wiekowej) znajdzie mężczyznę. W nietypowy sposób szuka kandydata. Polowanie zaczyna od śledzenia nekrologów. Jakieś dwa lata temu, gdy zaczynała szukać partnera, prenumerowała gazetę. Rozpoczynała czytać od strony właśnie z nekrologami. Z gazety zrezygnowała. Teraz w internecie przegląda nekrologi, no i znajduje je na portalach lokalnych gazet czy zakładów pogrzebowych oraz swojej parafii. Interesuje się zapowiedziami pogrzebów kobiet mniej więcej w jej wieku, najlepiej także pochodzących z jej okolicy, które mają spocząć na jednym z dwóch pobliskich cmentarzy.
Kartka z kalendarza
Zaznacza sobie w kalendarzu datę i godzinę pochówku i elegancko ubrana wybiera się na pogrzeb. Pani Helena najpierw idzie do kościoła na mszę. Później, już na cmentarzu, nie staje razem z bliskimi zmarłego, którzy go opłakują. Obserwuje ceremonię z odległości. W tłumie wypatruje wdowca, który akurat chowa żonę. Nietrudno go zauważyć: pan stoi z przodu, elegancko ubrany, szlochający. Wystarczy rzut oka i bydgoszczanka wie, czy pan jej się podoba. Jeśli nie przypadnie jej do gustu, 70-latka dyskretnie opuszcza cmentarz. Gdy natomiast wdowiec jej się widzi, kobieta zostaje do końca uroczystości. Kiedy inni, po opuszczeniu i symbolicznym zasypaniu trumny, składają kondolencje małżonkowi zmarłej, pani Helena już znajduje się wśród tych osób. Gdyby ktoś zapytał, kim jest, odpowiedziałaby, że znajomą z dawnych lat nieboszczki. Na razie nikt nie zadał takiego pytania.
Czaty na życzenie
70-latka zadaje sobie za to trudu, aby przez kilka następnych dni chodzić na cmentarz. Fatyguje się nawet trzy, cztery razy dziennie. Zamierza bowiem natknąć się, niby przypadkiem, na dopiero co owdowiałego mężczyznę. Jak go nie ma, ona czeka, czatuje. Między innymi mogiłami spaceruje, nawet godzinę. Raczej prawdopodobne, iż im krótszy czas mija od pogrzebu, tym wdowiec częściej zagląda na cmentarz. Gdy pani Helena wreszcie dostrzega wdowca nad grobem jego świętej pamięci małżonki, 70-latka daje mu kilkanaście minut spokoju, potem powoli podchodzi.
Zaczyna rozmawiać z owdowiałym mężczyzną. Pani stara się tak pokierować rozmową, żeby pan powiedział, kiedy znowu tutaj będzie. Wtedy seniorka też się pojawi, tak samo niby przypadkiem, i znów podejdzie do pana. Pani Helena postara się, aby rozmowa trwała już dłużej. To dlatego, żeby wybadać sytuację (plus nastrój) wdowca, a docelowo spowodować, że pan wyrazi chęć na kolejne spotkanie na terenie nekropolii.
Rozwiedziona kobieta musi działać tak, żeby nie speszyć i nie spłoszyć mężczyzny. Teoretycznie się przygotowała: u koleżanki, pracującej w bibliotece osiedlowej, wypożyczyła kilka poradników z zakresu psychologii, w tym o przeżywaniu smutku, o śmierci i o depresji. Tematy, poruszające życie po odejściu kogoś bliskiego, też w tych książkach się znalazły. Rozpracowanie wdowca, już nie książkowe, a fizyczne, a raczej praktyczne, następuje przez następne tygodnie. Starsza pani przychodzi na cmentarz prawie zawsze wtedy, kiedy będzie owdowiały pan.
Przeważnie przez miesiąc przedsiębiorcza bydgoszczanka czatuje na swojego nowego kolegę. Wreszcie nadchodzi dzień, gdy 70-latka i wdowiec umawiają się na spotkanie w innej lokalizacji.
Obiekt pożądania
To przykładowo spacer po centrum miasta. Gdy pani spodoba się panu (bo przecież on jej przypasował w dniu pogrzebu), kobieta tak zadziała, żeby wymienić się numerami telefonów. Gdy zaś pani Helena zdobędzie namiary na rozpracowywany obiekt pożądania, zyska z tymże obiektem kontakt telefoniczny. Nie będzie miała problemu z tym, aby po kilku czy kilkunastu dniach zadzwonić do pana z propozycją kolejnego spotkania. Zdaje sobie jednocześnie sprawę, że pośpiech może zepsuć jej starania. Jak pan jej się spodoba - no i ona panu - ona zaprosi go na spacer - może być ponownie wspólny po cmentarzu. Później na kawę. 70-latka do tej pory kończyła znajomość właśnie na pierwszej kawie.
Pani Helena dotychczas przerobiła trzy raz temat podrywów na cmentarzu, zatem trzykrotnie spotkała się z wdowcami. Jakoś chemii nie było. Podziękowała za przechadzki. Kontaktu z wdowcami nie utrzymuje.
Etapy żałoby
Paulina Perz, psycholog z Bydgoszczy, zaznacza, że każdy człowiek przechodzi inaczej stratę bliskiej osoby. - Jedni potrzebują więcej czasu w samotności, bo nie wyobrażają sobie życia bez ukochanej osoby. Inni, żeby przetrwać trudny czas, muszą być wśród ludzi. Sama żałoba jest naturalną konsekwencją utraty drugiego człowieka, a składa się z kilku etapów. Na początku jest szok i zaprzeczenie. Osoba, która kogoś straciła, nie chce uwierzyć w to, co się stało. Kiedy przychodzi świadomość, że nie ma już z nami tej osoby, pojawia się złość i poczucie niesprawiedliwości, często też obwinianie innych osób za stratę. Kolejna faza to rozpacz. Tutaj osoba uświadamia sobie, że straciła kogoś bliskiego i ten ktoś nie wróci. Jest to czas bezradności i ogromnego smutku, może nawet przerodzić się w depresję. Końcową fazą jest akceptacja, czyli osoba, której umarł ktoś bliski, zaczyna to akceptować i pomału uczy się żyć normalnie bez niej. Wymienione fazy nie muszą przebiegać sztywno. Przepracowanie i przeżycie każdej z nich, zwiększa możliwość poradzenia sobie ze stratą bliskiej osoby.
Pani Helena przymierza się do podejścia numer cztery. Uważa, że tego rodzaju polowanie na drugą połówkę wreszcie się uda, bo wdowcy, którzy pożegnali bliską osobę, nie chcą i często nie potrafią być samotni.
