Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polski rolnik powinien interesować się tym, co dzieje się w Nowym Jorku

Rozmawiał ADAM WILLMA [email protected]
- Bankierzy sobie z nas kpią - twierdzi Jerzy Bielewicz
- Bankierzy sobie z nas kpią - twierdzi Jerzy Bielewicz nadesłane
Rozmowa z JERZYM BIELEWICZEM, finansistą, byłym doradcą Banku Goldman Sachs i Royal Bank of Canada, prezesem Stowarzyszenia Przejrzysty Rynek.

- Zacznijmy od definicji: bank to taka instytucja, do której wpłacam swoje pieniądze, aby wyciągnąć je powiększone o pewien procent. Ten procent bank uzyskuje pożyczając moje pieniądze firmom i prywatnym osobom. Zgadza się?

- Ależ to jest zupełnie archaiczna definicja, która ma niewiele wspólnego z dzisiejszym bankiem! W pewnym momencie bankom pozwolono na łączenie usług stricte bankowych z działaniami inwestycyjnymi. Pieniądze, które wpłacił pan do banku, niekoniecznie trafiają w postaci kredytów do lokalnego biznesu. Zdecydowana większość polskich banków jest dziś w rękach wielkich światowych graczy. Nie mamy zatem żadnych form nacisku, aby banki działały w naszym lokalnym interesie. Mówiąc obrazowo: rolnik spod Nakła trzyma swoje oszczędności na koncie w oddziale jednego z globalnych banków, a bank te jego oszczędności wykorzystuje do spekulacji na rynku żywności. W efekcie opłacalność produkcji rolnika może zmaleć. W przeciwieństwie do zysków banku.

Przeczytaj także:Getin Bank oddaje klientom gotówkę za polisę "Kwartalny zysk". Ale nie wszystkim

- Mówi to były współpracownik największego gracza na bankowym rynku Goldman-Sachs...

- Dziś na pewno nie podjąłbym z tym bankiem współpracy. Dla Goldman Sachs pracowałem w czasach wprowadzania Polski na światowe rynki. Był to czas, kiedy Polska była w sytuacji podobnej do RPA - nie miała jeszcze ratingu (oceny ryzyka) finansowego, była bankrutem. Moje intencje były szlachetne, a Goldman Sachs był czymś innym niż obecnie.

- Pamiętam retorykę z początku lat 90.: musimy sprzedać banki, bo same nie będą w stanie się zmodernizować i konkurować na świecie.

- No i mamy dokładnie odwrotną sytuację! Wielkie zagraniczne banki, które kontrolują dziś już 70 proc. sektora bankowego w Polsce, wykorzystują dziś swoją siłę, narzucając nam - według raportu NBP - najwyższe w Europie prowizje. Niemcy, Rosja czy Francja pozostawiły sobie kontrolę nad lwią częścią własnej bankowości. Bo bank zawsze będzie działał przede wszystkim na rzecz spółki-matki i to jej wyniki finansowe będą miały znaczenie, kosztem obciążeń spółek-córek. Przed tym transferem zysków przestrzega sama Unia Europejska.

- Wracając do domu na przestrzeni kilometra mijam ponad 30 banków i instytucji handlujących ofertami bankowymi. W ciągu kilku ostatnich lat banki zajęły miejsca sklepów z ciuchami, księgarni, spożywczaków i kawiarni.

- To jest absurd. A jeśli weźmie pan pod uwagę, że to właśnie sektor bankowy spowodował kryzys 2008 roku i kłopoty gospodarcze, mamy do czynienia z podwójnym absurdem, bo okazuje się, że za kryzys płacą wszyscy, tylko nie banki.

- Jak to się bankom udało?

- Prosto. Wmówiły po prostu rządom, że są zbyt duże, by upaść. To był rodzaj szantażu wobec polityków, których banki wzięły w swoistą niewolę. Wymusiły sobie w ten sposób immunitet - nieważne, jak wielkich strat by nie poniosły - nie poniosą za to odpowiedzialności. Ten szantaż działa. W efekcie decyzje szefów kilku największych banków na świecie mają większe przełożenie na nasze codzienne życie niż cała sfera polityki. A banki (te "zbyt duże, żeby upaść"), stały się jeszcze większe niż przed 2008 rokiem. I stąd kolejne oddziały banków w pana mieście.

- A jednocześnie liczba firm, które stać na kredyty, maleje.

- Bo banki wypierają realną gospodarkę.

- ???

- Kilka dni temu pojawiły się bardzo poważne deklaracje. FED (amerykańska Rezerwa Federalna - przyp. aut.) ma skupować obligacje hipoteczne, a EBC (Europejski Bank Centralny - przyp. aut.) będzie skupował obligacje państwowe na rynku wtórnym. Oba banki mają dodrukowywać pusty pieniądz bez ograniczeń. To jest broń masowego rażenia prowadząca do coraz głębszej spirali zadłużenia się, w której tkwią po obu stronach Atlantyku USA i Unia Europejska od kryzysu w 2008 r.

- Co to oznacza?

- Wydrukowany pieniądz musi przejść przez system bankowy. Politycy mówią oficjalnie, że pieniądze trafią do przedsiębiorstw, rolników - w dół gospodarczej drabiny. Problem w tym, że bankowcom nie opłaca się analizować, czy dany biznes jest zyskowny i wspierać przedsiębiorców. Znacznie bardziej opłacalna jest spekulacja. Nadzór bankowy jest coraz większą fikcją, zarówno w USA, jak i w Unii Europejskiej. Rosną natomiast wpływy lobby bankowego. Najlepszym dowodem są wymuszone przez to lobby zmiany w standardach księgowych.

- Jakie przełożenie ma ta sytuacja, np. na sytuację rolnika na Pomorzu i Kujawach?

- Bezpośrednie. Powiedziałbym nawet, że właściciele polskich gospodarstw powinni bardziej interesować się decyzjami, które zapadają w Nowym Jorku i Brukseli niż aktualnymi cenami skupu. Bo zapadające tam decyzje mogą stanowić o jego być albo nie być. Rolnik, u którego kupuje pan ziemniaki i pomidory na targowisku, jest człowiekiem całkowicie uzależnionym od decyzji jednej osoby - Włocha, Mario Draghi, szefa Europejskiego Banku Centralnego. To właśnie ten człowiek podjął decyzję o dodruku pieniądza. Natychmiastową konsekwencją tej decyzji był skok cen pasz opartych o soję.

- Zaraz, zaraz. Podobno pod- wyżki są spowodowane suszą w USA.

- To prawda, ale tylko częściowo. Rzeczywiście, rezerwy soi są dziś na najniższym historycznym poziomie. Działa też chiński straszak. Chiny, w których wieprzowina jest podstawą menu, są największym jej producentem na świecie i jednocześnie ogromnym importerem paszy sojowej. Ceny wieprzowiny wręcz stanowią w Chinach o spokoju społecznym. Ale takie informacje (o suszy) są zawsze preludium do spekulacji. Celowo podsycane są nastroje paniki. A zatem rolnicy powinni być przygotowani na dalszy wzrost cen produktów sojowych, nawet o 20-30 procent do wiosny przyszłego roku. I bardzo ważny ogólny wniosek - jeśli rolnicy nie zapewnią sobie alternatywy i są mowystarczalności w korporacji z innymi rolnikami, trudno im będzie przetrwać okres wysokiej inflacji, która właśnie została odpalona przez wielkich światowych graczy.

- Co to oznacza dla statystycznego polskiego zjadacza chleba z szynką?

- To zła wiadomość dla nas wszystkich, bo spadnie nie tylko opłacalność produkcji rolnej, ale znacząco wzrosną też ceny żywności, a więc jednocześnie spadnie sprzedaż. Skutki wzrostu cen żywności zaobserwujemy najpierw w krajach północnej Afryki, które są od pewnego czasu światowym barometrem zmian, ze względu na niski poziom życia mieszkańców. Rewolucje, które wybuchły w tych krajach przed trzema laty, były właśnie związane z wzrostem cen żywności. Musimy zatem zrobić w Polsce wszystko, żeby produkcja żywności utrzymała się na stałym poziomie. Wzrost cen wymuszony sytuacją na świecie jest nieunikniony, ale ważne, aby wewnętrzne czynniki nie pogłębiły go jeszcze bardziej.

- Minister finansów Islandii zaapelował o wprowadzenie zakazu spekulacji przez banki.

- Islandia jest bardzo ciekawym przypadkiem. Ten niewielki kraj postanowił pójść dokładnie w przeciwną stronę niż większość krajów dotkniętych przez kryzys. Islandczycy nie przyjęli doktryny, że banki są zbyt wielkie, by upaść. W referendum zadecydowali, że nie będą spłacać długów bankowych. A więc banki w kontrolowany sposób zbankrutowały, a państwo postanowiło chronić jedynie depozytariuszy z Islandii. Do odpowie-dzialności pociągnięto zarówno polityków, jak i bankowców odpowiedzialnych za kryzys. Okazało się, że pomimo tej drastycznej formy naprawy Islandia wyszła z recesji bardzo szybko i ma wzrost gospodarczy.

- To jest recepta dla całej Europy?

- Koniecznych jest kilka radykalnych zmian. Jeśli istnieją banki, które są "zbyt duże by upaść", to należy podzielić je tak, aby upaść mogły. Należy też zlikwidować rynek derywat (tzw. instrumentów pochodnych, np. opcji i kontraktów terminowych), który zapoczątkował kryzys kredytów hipotecznych, od którego domino za-częło się składać. Rynek derywat urósł na świecie do 700 bilionów dolarów, podczas gdy realna gospodarka świata do 65 bilionów, a więc, jak mówią finansiści, ogon macha psem. I wreszcie - niezbędne jest oddłużenie, które i tak musi nastąpić. Pytanie tylko, czy jak zwykle potrzebna będzie do tego najpierw wielka wojna, która przyniesie nowy ład?

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska