Takie są plany ujęte w Strategii Rozwoju Transportu do 2020 roku (z rozszerzeniem do 2030), którą Ministerstwo Transportu pisało w oczekiwaniu na nową pulę funduszy unijnych.
Na inwestycje w żeglugę śródlądową przewidziano zaledwie 1,15 proc. z puli pieniędzy przeznaczonych na całość prac modernizacyjnych w transporcie.
Najwięcej popłynie na drogi i kolej w stosunku 60 do 40, z czego trochę uszczknie żegluga śródlądowa. Tak czy inaczej chodzi o kilka miliardów złotych, a nawet euro.
Rząd nie zostawia jednak złudzeń co do tego, że najwięcej pieniędzy trafi na rewitalizację Odry, bo zdaniem planistów tylko tam są perspektywy w miarę dynamicznego rozwoju śródlądowego transportu wodnego. W dłuższej perspektywie możliwe jest transportowe wykorzystanie Wisły, zwłaszcza odcinka dolnego, do przewozu towarów z portów morskich.
Na rewitalizację Noteci, Kanału Bydgoskiego i dolnej Brdy będzie mniej niż 300 mln zł, co i tak cieszy.
Czytaj: Drogi wodne prowadzą z Brukseli
- To bardzo dobra wiadomość, bo warunki nawigacyjne na polskim odcinku międzynarodowej drogi wodnej E-70 są złe - stwierdza Edward Ossowski, prezes Żeglugi Bydgoskiej. - Fatalnie jest na Noteci, gdzie przeszkadzają nam zwłaszcza dwie mielizny przy ujściu rzeki Łobzonki i ujściu Drawy w Krzyżu Wielkopolskim. Przy normalnym stanie rzeki nad mieliznami jest tylko 60 centymetrów wody, a to praktycznie zupełnie uniemożliwia żeglugę towarową.
Prezes Ossowski przypomina, że 500-tonowe zestawy pchane, które posiada jego przedsiębiorstwo, potrzebują co najmniej 1,5-metrowej wody.
Planowane inwestycje na Noteci powinny zlikwidować ten problem.
Aby jednak popłynąć poza Bydgoszcz - na Wisłę - potrzebna jest także rewitalizacja tej rzeki. Najlepszym rozwiązaniem, które umożliwi żeglugę i zażegna powodzie, byłaby budowa stopnia wodnego w Siarzewie koło Ciechocinka i kolejnych.
Tego na razie nie ma planach rządowych. Mówi się jedynie o przywracaniu parametrów eksploatacyjnych szlaków wodnych, podniesieniu klas żeglowności, poprawie bezpieczeństwa żeglugi.