- Lechu, to twoje śpiewanie jest lepsze od rachunku sumienia - tak mu powiedział znajomy ksiądz. A on po wielu latach spełnił marzenie swojego życia. Zaczął grać na gitarze i śpiewać "ruskie" piosenki. Po prostu straceniec! W tych czasach, kiedy język rosyjski poszedł w odstawkę, a na porządku dziennym są żarty z Putina i z wielkomocarstwowej Rosji, on sięgnął po piosenki z tamtej strony granicy i się w nich bezprzytomnie zakochał. - Zupełnie nielogiczne - śmieje się popularny aktor Lech Dyblik, który dał koncert w podziemiach kościoła gimnazjalnego w Chojnicach. - Żeby w Unii Europejskiej zostać piosenkarzem radzieckim!
Więcej. Jemu się dobrze kojarzy Lenin. Bo na Pierwszą Komunię nie dostał zegarka, a pierwszy czasomierz wpadł mu w ręce za zwycięstwo w konkursie z wiedzy...o wodzu rewolucji. Mało tego. Dobrze mu się kojarzy także...Armia Czerwona. Bo jego pierwsza miłość mieszkała przy ulicy noszącej tę nazwę...I sentyment do czerwonoarmistów pozostał...
Spotkanie z Dyblikiem składało się z takich nieoczywistych opowieści. Jak w Wigilię jego matka, która przeszła przez Syberię, zaprosiła do domu radzieckiego żołnierza, który kierował ruchem na skrzyżowaniu. - Automat zostawił w kuchni, pił, jadł i nic z tego nie rozumiał, a moja matka go przyjęła - mówił aktor.
Rosyjskiego nauczył się jako dorosły człowiek, gitarę ma z Odessy - ze śmietnika. Mozolnie wgłębiał się w teksty, które chciał śpiewać. A marzeniem było, żeby robić to na ulicy! Najpierw wychodził w nocy, by opanować tremę. No bo jak odpowiadać znajomym na pytanie typu: - Panie Lechu, co się panu stało?
- Ja jestem żywym przykładem tego, że w życiu zawsze można wszystko zmienić - mówi. - Pół życia piłem wódkę i krzywdziłem swoich bliskich. Jak gram w więzieniu, to mówię tym ludziom, że trzeba przestać histeryzować i zacząć działać. Siedzą tam ponurzy, napakowani, głównie alimenciarze i kolarze, a mnie struna w gitarze pękła, zdenerwowałem się, łapy mi się trzęsą, a jeden z nich mówi do mnie: - Spokojnie, mamy czas! I to trzeba sobie wbić do głowy. Mamy czas i warto go dobrze wykorzystać.
O swojej przemianie opowiada bez ogródek. - Wrócił mi rozum po spowiedzi po 20 latach - śmieje się. - Odkryłem, że nie ja jestem najważniejszy, że świat nie został stworzony po to, żeby mnie podziwiać. Przestałem się mądrzyć, zacząłem z szacunkiem traktować moją rodzinę. I wiecie, dostałem w zamian to samo. Spodobało mi się to.
Dostał wielkie brawa. I zaśpiewał na bis.