- Nie było pana w kraju dość długo, nie ucierpiały na tym obowiązki poselskie?
- Faktycznie, byłem dość daleko, bo w rejsie do USA, ale usprawiedliwiłem nieobecność w Sejmie. Jechałem za własne pieniądze i w zbożnym celu - bo chodziło o nawiązanie kontaktów z amerykańską Polonią i przyszłe rejsy naszej młodzieży z amerykańską polskiego pochodzenia. Jest szansa na kontakty pomiędzy Chojnickim Klubem Żeglarskim, klubem w Gdyni i z Chicago.
- Warto było pojechać?
- Dla mnie, żeglarza szuwarowo-błotnego była to przygoda nie lada. Przeżyłem dwa momenty prawdziwego strachu - koło Martyniki złapał nas silny wiatr, a ja nie zapiąłem się w pasy i o mało co wypadłbym za burtę. Między Haiti a Kubą pioruny waliły strasznie i muszę przyznać, że ten huragan z burzą też był nowym doświadczeniem. Przez cały rejs prowadziłem notatki, będzie tego ze sto stron.
- Czy coś wyszło z planów nawiązania kontaktów pomiędzy naszym regionem a amerykańską Polonią?
- W maju lecę do Chicago, żeby uściślić warunki. Jest szansa, że się dogadamy, a skorzystają na tym młodzi ludzie, którzy będą chcieli pożeglować. Chcę także załatwić pięć stypendiów dla studentów Akademii Morskiej w Gdyni.
Poseł pływa
Rozmawiała i fot. Maria Eichler

Ze Stanisławem Kalinowskim, posłem ziemi chojnickiej