Wśród tych, którym udało się coś odłożyć, dominują gospodarstwa, mające w zapasie niewiele gotówki. Jest to jedynie równowartość od jednej do trzech ich pensji.
Żyją tak jak wcześniej
Paweł Majtkowski, główny analityk firmy doradczej Finamo, tłumaczy: - Nawet osoby, które zarabiają coraz więcej, nie próbują oszczędzać. Żyją tak, jak wcześniej, czyli wydając zarobione pieniądze. Nie rozumieją jeszcze, że odkładając choć 50 lub 100 zł, mogę po jakimś czasie uzbierać całkiem pokaźną kwotę.
Dodajmy, że w marcu 2007 roku oszczędności w bankach miało dużo mniej osób niż w marcu tego roku.
Można się porozumieć
Pół roku temu prawie 91 proc. zadłużonych gospodarstw przyznało, że po potrzebną gotówkę szło do banków. - Jestem zadowolona z usług tych instytucji, bo można się z nimi porozumieć - mówi Danuta Spajer, mieszkanka Inowrocławia. - Ostatnio udało mi się wynegocjować niższą marżę i oprocentowanie kredytu.
Kilka procent gospodarstw domowych o wsparcie woli prosić osoby prywatne.
- Jesteśmy rodzinnym narodem. Dlatego jeśli potrzebujemy gotówki, próbujemy pożyczyć ją od bliskich - wyjaśnia Paweł Majtkowski.
Jednak to nie jedyna przyczyna, z powodu której nie zawsze zaglądamy do banków. 63 proc. osób podczas przeprowadzania „Diagnozy Społecznej 2009” przyznało, że ufa bankom. To wysoki wynik? Niekoniecznie. W ostatnim czasie te instytucje finansowe straciły na zaufaniu 14 pkt. proc.
Bezpieczniej pod drzewem
Niektórzy z nas mają rzadszy kontakt z bankami, bo mieszkają na wsi i nie po drodze im do oddziału lub bankomatu. Są i tacy, którzy z powodu złych doświadczeń, unikają kontaktów z pracownikami placówek finansowych. - W banku namówili mnie, abym zainwestował w fundusze inwestycyjne - mówi Roman Adamski z Janowa (gmina Dąbrowa Chełmińska). - Miałem dobrze zarobić, a straciłem prawie połowę oszczędności. Teraz wolałbym zakopać pieniądze pod drzewem. Byłyby tam bezpieczniejsze niż w banku. A kredytów staram się nie brać. Żyją tak, aby wystarczyło mi pieniędzy.
