"Jak gdyby wysuniętymi do przodu potężnymi mackami ośmiornicy ogarnia zboże i wchłania je szybko do swej bezdennej gardzieli. Ciężki, równomierny oddech staje się coraz bardziej bliższy, wreszcie spoza zakrętu wyłania się..." - przed sobą mam reportaż napisany ponad pół wieku temu. Czytam i otwieram oczy ze zdumienia.
Bohaterem tekstu jest cudmaszyna: S-4, "Staliniec".
Maszyna, którą PGR Ostaszewo dostało w prezencie od Związku Radzieckiego.
52 lata temu.
S-4 miał proste zadanie - dźwignąć wzwyż socjalistyczną gospodarkę wsi.
"Jak mityczny potwór morski płynie ponad rozfalowanym zbożem olbrzymia maszyna... Ciężki, równomierny oddech staje się coraz bardziej bliższy, wreszcie spoza zakrętu wyłania się kombajn" - pisał dziennikarz.
-----------------
- To jakieś bzdury - śmieje się Jerzy Namowicz, szef Gospodarstwa Rolno-Hodowlanego w Ostaszewie. - Napisali, że S-4 dziennie potrafi skosić, wymłócić i oczyścić ziarno przeciętnie z 18 do 20 hektarów! Tyle to teraz kombajny zbierają - Namowicz uderza ręką w skserowany tekst. - A wtedy mógł najwyżej do 5 hektarów dziennie.
Nad artykułem siedzi już od kilkunastu minut. Nie zdążyliśmy się dobrze przywitać, a nasz gospodarz już pytał, czy mamy ten reportaż sprzed 50 lat, bo jest bardzo ciekaw, co kiedyś napisano o "jego" pegeerze. Teraz czyta dokładnie, kręci głową, co chwilę podskakuje z wrażenia. Ale nie dziwi się zbytnio nieścisłościom, tylko się śmieje. - Musieli tak pisać, zawyżać parametry. Pewnie im kazali. Dobrą propagandę robili - komentuje. Ale co prawda, to prawda - "Staliniec" był szczytem techniki w tamtych czasach i koniec. Więc nie ma w tym nic dziwnego, że ludzie padali przed nim na kolana.
A Namowiczowi można wierzyć, bo Namowicz się zna. Na kombajnach, rolnictwie i na hodowli, rzecz jasna. Kiedy gospodarstwo padło, to on - z córką i zięciem - wydzierżawił je od państwa. W 1995 roku. I dzierżawi do dziś.
Gospodarz odkłada artykuł na stół. Wzdycha, bo kto by dziś tak napisał o kombajnach i o żniwach?
"Na**kilkudziesięciohektarowej przestrzeni dojrzałymi kłosami faluje szeroko łan pszenicy. Pozłocistym cieniem kołysze się rozgrzane pracą słońce. Bo i słońce pracuje, aby dojrzały łan pszenicy w pełni został zwieziony do magazynu. Spoglądamy przymrużonymi oczami ponad dojrzałym zbożem na przeciwny brzeg pola.
- O, tam. Widzicie? - wskazuje ręką dyrektor zespołu - to nasz kombajn."
-----------------
- O tam. Widzicie? - wskazuje ręką Jerzy Namowicz. - Tam stoi mój kombajn. Nie jakieś S-4, tylko Clas - Lexion 480.
Mrużmy oczy, bo słońce jest ogromne, a upał niemiłosierny. Tak jak ponad 50 lat temu.
I tak jak ponad pół wieku temu, tak teraz w gospodarstwie Ostaszewo stoi superkombajn. - Najnowszy model, najnowocześniejszy w świecie, najlepsza wydajność. Od czterech do pięciu hektarów na godzinę - prezentuje maszynę gospodarz. A ta jest wielka i robi wrażenie: pełna automatyka, klimatyzowana kabina, prowadzi się lepiej niż samochód. Kosztuje tyle co 3 normalne kombajny, w pracy zastępuje dwa. "Staliniec" miał zbiorniki mieszczące 1.300 kilogramów wymłóconego zboża, Lexion ma 8-tonowe.
"Trzeba się z nim obchodzić, jak z młodym źrebakiem" - mówił o S-4 pół wieku temu mechanik "gładząc kombajn opiekuńczym spojrzeniem".
- Trzeba się z nim obchodzić jak z gazelą - mówi dzisiaj Namowicz, parząc z dumą na Lexiona. Bo maszyna jest szybka i delikatna, jak gazela właśnie. Nie każdy może ją prowadzić. - Najlepszy jest flegmatyk, który z rozwagą, nie nerwowo będzie się z nią obchodził. Bo to inteligentny mechanizm. Trzeba tylko wiedzieć, jaki guzik nacisnąć, a reszta robi się sama.
"W cieniu rozłożystego parasola siedzi przy kierownicy człowiek. Jest mały i niepozorny. A jednak odgrywa najważniejszą rolę. Prowadzi kombajn. (...) Kombajner Ludwik Cieszyński ma 26 lat. Siedzi wysoko przy kierownicy. Śmieje się szeroko. Widać tylko białka oczu i zęby. Na kombajnie czuje się dobrze. Pracuje już od zeszłego roku. Ukończył kurs dla kombajnerów - w Komprachcicach. - Na takim koniu to się siedzi, jak w wygodnym fotelu - odpowiada. - Człowiek prawie że nie pracuje, tylko kieruje."
-----------------
Ludwik Cieszyński był cenioną osobą w pegeerze. Najlepszy kombajnista, złota rączka do wszystkiego. - Jak Ludwik czegoś nie naprawi, to znaczy, że się nie da - takim go pamiętają dzisiaj w Ostaszewie. Nagroda za nagrodą, dyplom za dyplomem, odznaczenia. I skromny do tego. Takich pracowników już nie ma.
- Pracował po 17 godzin na dobę. Najpierw siedział na kombajnie, wieczorem ścinał zielone - wspomina żona Cieszyńskiego. - Spał cztery pięć godzin i znowu szedł do roboty. W domu go prawiem nie widziała.
- Kiedy odchodził, a na kombajnie pracował ponad 30 lat, zrobiliśmy pożegnanie. Były kwiaty, w prezencie dostał monetę z papieżem. Moneta była jedna, chętnych wielu. Zrobiliśmy głosowanie. Jednomyślnie stwierdziliśmy, że na monetę zasługuje tylko pan Cieszyński - wraca pamięcią do roku 84. Joanna Ziemba, wtedy specjalista do spraw socjalnych w gospodarstwie rolnym Sławkowo (jedno z czterech należących do PGR Ostaszewo), dzisiaj do spraw pracowniczych w GRH Namowicza.
- E... Kwiatka to ja dostałem zwiędłego, a monetę musiałem kupić - śmieje się Ludwik Cieszyński. A dyplomy i odznaczenia? W ręku mam Srebrny Krzyż Zasługi za szczególne dokonania dla województwa toruńskiego. - E... takie tam żelazka - macha ręką, jakby odganiał muchę.
-----------------
Pan Ludwik ma dzisiaj 78 lat i jest żwawym człowiekiem. Nie potrafi w miejscu usiedzieć. To siada na fotel, to podchodzi do okna. Gestykuluje, opowiada z przejęciem. Nie ma się zresztą czemu dziwić - kombajny to jego życie.
- Z dwóch jeden robiłem. Składałem, naprawiałem i takie tam różne udogodnienia wymyślałem. Raz nawet za to chcieli mnie ci z UB wsadzić. Poszło o rzepak. Siedziałem na kombajnie i myślałem: jeśli zboże można kombajnem, to czemu nie rzepak. Powiedziałem koledze: na pokos spróbujemy. I zaczelim młócić. A tu z UB wyskakują, że rzepak psujemy. Niby specjalnie. Pod kombajnem potem siedzieli, sprawdzali. I nic nie znaleźli - _śmieje się.
- Bo ja przez te lata tylko jeden bagnet i cztery nożyki złamałem. Inni mieli siedem i sześć procenta strat w zbożu, ja trzy i pół. 32 lata na kombajnie jeździłem, a potem jeszcze dwa lata na emeryturze pracowałem, bo prosili. W Płocku też robiłem, przy kombajnach, naszych, polskich. Do Rosji raz, do kołchozu mnie wysłali na żniwa. Nic nadzwyczajnego tam nie widziałem. S-4? Niby nowoczesny, na wystawie w Bydgoszczy z nim stałem. Ale jeździło się na nim jak każdym innym. Bo nasze Bizony też dobre byli, lepsze od tych z NRD, które Polska - przechodzone - brała. Do Szwecji nasze Bizoniki jeździły. I ja w Szwecji też byłem... - ale o tym gazety już nie pisały.
Pan Ludwik lubi o pracy opowiadać. Oj, lubi.
Bo kochał tę pracę. Pracował od świtu do nocy. I za komuny, i kiedy Solidarność nastała. Po co tak harował? - Jak to po co? - patrzy na mnie zdziwiony. - Dla Polski.
-----------------
"Słyszałem, że są takie kombajny w Związku Radzieckim - zwierza się otwarcie przewodniczący spółdzielni w Lulkowie - ale jakoś nie mogło mi się to w głowie pomieścić. Żeby tak wszystko robiła jedna maszyna. Teraz dopiero się przekonałem. I to, co mówią, że w spółdzielni trzeba będzie mniej ludzi - to prawda. Widzę teraz, że młodzież rzeczywiście będzie miała czas na kształcenie się... "
I miała. Mieszkańcy wspominają dobre czasy, młodzi zaczęli kończyć szkoły, wieś się rozwijała. Z całej Polski ludzie tu w swoim czasie przyjeżdżali. Praca była, mieszkania, zarobek. PGR i gorzelnia.
- Dobrze się żyło, wesoło - wspomina Ludwik Cieszyński. - Dużo zarabiałem. Teraz świnki nie mamy, ni krowy. Ale co tam...
- Wszystko pięknie się rozwijało. Młodzież kończyła średnie szkoły, a potem okazało się, że dla nich pracy nie ma. - wzdycha pani Joanna. Gorzelnia padła, ferma bydła, trzody chlewnej nie ma... Pod koniec lat 70-tych dużo się zmieniło... - Teraz to wioska emerytów i bezrobotnych.
- _Za komuny jeden pracował na czterech - 49-letni Roman Węglewski bierze się pod boki, bo wie co mówi. Teraz pracuje u Namowicza-prywaciarza, ale wcześniej pracował w pegeerze. Pamięta czasy PRL dobrze. - Jak był socjalizm, było lepiej. Dzieciaki chleb zawsze dostawali. A teraz? Nie idzie utrzymać rodziny. No i komuna nie kradła. Bo jak nazwać to, co ze stoczniowcami zrobili? To złodziejstwo, pani. I tyle.
Ludwik Cieszyński ma na to wszystko jednak swoją filozofię: - To młode pokolenie nie potrafi pracować tak, jak my kiedyś.
-----------------
Kiedyś w PGR Ostaszewo pracowało 70 ludzi. Teraz jest 40. - Krówki, świnki stały - _przypomina sobie Namowicz. - Pola zostawili obsiane, zboże w silosach. Nie było tak źle, tylko koniunktura się zmieniła. Bo jak to może być, żeby litr wody sodowej był droższy od litra mleka?
Ale co prawda, to prawda. Na dzień dobry Namowicz musiał kupić cztery nowe ciągniki, bo te, które mu zostały, były nawet i 12-letnie. Ale w spadku dostał też dąb, który ma chyba z 300 lat, staw i piękny park - 6 hektarów. Są stare maszyny i tak stare budynki, że... - Chyba kiedyś zrobię tu skansen - _zdradza Namowicz, oprowadzając nas po "swoim" gospodarstwie. Ale najpierw trzeba zrobić pałac. Bo pałacu nie wyremontował do dziś. - Panowie kierownicy i dyrektorzy, którzy tu mieszkali, jak im się na głowę lało, nie naprawiali dachu, tylko schodzili piętro niżej.
Pałac jest w opłakanym stanie. Dziury w suficie, grzyb, stęchlizna. W świetlicy do dziś stoją krzesła, te sprzed ponad pół wieku. I tablica. Wisi godło Polski Ludowej, po kątach walają się zakurzone dyplomy za współzawodnictwo. Zaraz po przejęciu, kiedy jeszcze stróża nie było, tutejsi zrobili sobie w świetlicy melinę.
"Kombajn posuwa się już dalej, pozostawiając zdziwionych i zachwyconych sekretarzy KG i członków spółdzielni produkcyjnych z powiatu toruńskiego, przybyłych zobaczyć jego pracę."
-----------------
Jest rok 2002. Nie ma już zachwyconych sekretarzy KG. Nie ma "Stalińca", który miał dźwigać wzwyż socjalistyczną gospodarkę wsi.
Okazało się, że:
- prezent od Związku Radzieckiego Ostaszewo dostało tylko na sezon;
- po roku "Staliniec" wrócił na Wschód i...
Wygląda na to, że rosyjski kombajnista nie darzył należytym szacunkiem S-4.
Kombajn spalił się.
Potwór darowany
Joanna Grzegorzewska
"Jak mityczny potwór morski płynie ponad rozfalowanym zbożem olbrzymia maszyna..."