MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Powałkowice: zabili Kuranta

Jolanta Młodecka
Józef Kurant, świadek śmierci ojca, Józefa. Rodzina Kurantów - senior Józef w środku. Powałkowice, pogrzeb zamordowanego przez niemieckich koloniostów Józefa Kuranta. Kondukt z Powałkowic przeszedł na cmentarz w Witowie, gdzie znajduje się jego grób. Powałkowice, lata 30.  XX w.
Józef Kurant, świadek śmierci ojca, Józefa. Rodzina Kurantów - senior Józef w środku. Powałkowice, pogrzeb zamordowanego przez niemieckich koloniostów Józefa Kuranta. Kondukt z Powałkowic przeszedł na cmentarz w Witowie, gdzie znajduje się jego grób. Powałkowice, lata 30. XX w. Archiwum rodziny Kurantów
Powałkowice leżą za lasem samszyckim. Chłopi mieli tu słabe grunty i być może dlatego w czasie wojny skierowano do wsi tylko pięciu niemieckich osadników.

Piąty rok okupacji przynosił Niemcom - nie tylko z Powałkowic - coraz gorsze wieści z frontów.

Wspomina Józef Kurant, spisał Ryszard Sikorski

Byłem listonoszem wiejskim i obserwowałem coraz większe zdenerwowanie i przygnębienie w niemieckich rodzinach, zwłaszcza tych, których bliscy znajdowali się na froncie wschodnim.

8 maja 1944 roku w godzinach popołudniowych dotarła do Osięcin wiadomość, że cywilni Niemcy mordują Polaków, i że na skraju lasu został przez nich powieszony Józef Kurant z Powałkowic. Następnego dnia z poczty w Osięcinach wyjechało w teren siedmiu listonoszy. Jak się okazało, wieść o śmierci Kuranta znana była już w całej okolicy.

Nie byłem bezpośrednim świadkiem wydarzeń w Powałkowicach i o wszystkim dowiedziałem się od osób trzecich. Żona mojego kolegi Józefa Wasilewskiego, miała ciotkę zamężną z gajowym nazwiskiem Kieler. Wydarzenie, o którym mowa, miało miejsce w pobliżu leśniczówki. Rodzina Kielerów była okropnie przestraszona, niewiele mogli widzieć, słyszeli jednak pijackie głosy Niemców i okropny, przerażający krzyk bitego, wołającego o pomoc. Padło kilka strzałów...

Irena Kadecka, córka zamordowanego Józefa Kuranta, twierdzi, że ojciec szedł do Osięcin z metalową bańką po naftę i inne zakupy. Na skraju lasu spotkał dwóch Niemców, którzy bili dziecko - Józia Maciejewskiego. Był to bratanek jego żony. Józef Kurant ujął się za dzieckiem. Niemcy go puścili i wzięli się za Kuranta.

Inny Niemiec, sąsiad Kuranta, próbował interweniować, ale tamci zagrozili, że i do niego będą strzelać. Pojechał więc rowerem do Niemca, który nazywał się Gede i mieszkał w Borucinie. We trzech - bo dołączył do nich niemiecki zarządca Borucina, Meinas, wrócili do Powałkowic, wylegitymowali morderców i oddali ich w ręce żandarmerii. Władze niemieckie nie podały nazwisk morderców. Krążyły plotki, że to byli niemieccy osadnicy z Wołynia, mieszkający w Rucku (dziś gm. Piotrków Kujawski).

W czasie wojny zniszczone zostały akta w archiwach w sądzie w Aleksandrowie Kujawskim. Nie można więc ustalić czy rozprawa sądowa się odbyła i czy mordercy zostali osądzeni. Jedynym dokumentem, na podstawie którego można stwierdzić, że mord miał miejsce, jest akt zgonu nr 83 w Urzędzie Stanu Cywilnego w Osięcinach, sporządzony po niemiecku. W tłumaczeniu brzmi tak: "Osięciny dzień 11 maja 1944. Rolnik Józef Kurant, zamieszkały w Powałkowicach gmina Osięciny, został 8 maja 1944 o 14 godzinie w Powałkowicach zastrzelony. Zmarły był urodzony 18 marca 1890 w Jaranówku... Akt zgonu: morderstwo w afekcie handlowym...".

Zabicie Kuranta: zeznaje Edmund Beier

To zeznanie zapisane zostało w miejscowości Setterich koło Aachen 17 października 2007 r. Około południa, kiedy siedziałem w oknie naszego domu w Powałkowicach i grałem na organkach, ujrzałem biegnących dwóch moich kolegów, Kuranta i Wajera. Wrzeszczeli przeraźliwie: "Edek, chodź, wujka chcą zabić! Chodź z nami., bo oni gadają po niemiecku". Pobiegłem za Kurantem, bo Wajer został w domu. Niedaleko, obok leśniczówki, dwaj pijani mężczyźni bili ojca Kuranta, którego znałem dobrze. Poznałem bijących, byli to Netzel i Trenkel, niemieccy żołnierze, ubrani jednak po cywilnemu... Bili Kuranta po głowie kolbami pistoletów, kaliber 9 mm z długą lufą marki Steyer i obrzucali go stekiem wyzwisk. Kurant miał na sobie kożuch, z którego kieszeni wystawały numery od koni - bez tych numerów nie można było dostać oliwy - w ręku trzymał kankę na oliwę... Kiedy żołnierze zepchnęli go pod płot, Netzel strzelił w głowę Kuranta...

Zacząłem krzyczeć: "Przestańcie, to jest dobry człowiek, my go dobrze znamy, jest sołtysem u nas. Ja jestem Niemcem!"... Niemiec, nie Niemiec, wszystko jedno, odparł Trenkel i strzelił do mnie dwa razy... Przeskoczyłem rów pod lasem i uciekłem, uciekł również syn Kuranta. Usłyszałem jeszcze jeden strzał, który, jak się później okazało, dobił Kuranta.

Na drugi dzień musieliśmy z ojcem udać się do więzienia w Osięcinach. Opowiedziałem wszystko, co widziałem... Kilka miesięcy czekaliśmy na sąd. Odbył się w Inowrocławiu. Oprawców skazano na bataliony karne, które równały się z wyrokiem śmierci, bo nikt z nich nie wracał...

To, co osobiście widziałem i słyszałem o bestialskim zabiciu Kuranta, pozwoliłem spisać w dobrej wierze, by poznano jak było naprawdę. Niczego nie chcę i niczego się nie domagam. Poznanie prawdy jest moim celem.

Tę dramatyczną historię znamy nie tylko dzięki osobom, które je opisały, ale także dzięki wnukowi Józefa Kuranta, Ryszardowi, który ją nam opowiedział.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska