- Chciałabym, żeby Julka chrupała na przerwach jabłka zamiast batonów - przyznaje Katarzyna Sankowska, mama 5-letniej Julii. - Mam nadzieję, że w podstawówce będzie dostawać warzywa i owoce.
W lutym rząd złagodził wymogi programu "Owoce w szkole". Marchewka nie musi już być krojona w słupki, ogórek można zamienić na rzodkiewki. Ale nadal tylko 2 szkoły w powiecie rozdają uczniom owoce i warzywa. Dlaczego?
Szkoła na wsi? To my dziękujemy
Dyrektorzy szkół są zgodni: problem leży po stronie dostawców. W Wielkiej Łące żaden z producentów owoców i warzyw nie podjął wyzwania. - W pierwszej turze składaliśmy wnioski do kilku dostawców, ale żaden nie przyjął zlecenia - mówi Danuta Drożdża, dyrektor szkoły. - W tym semestrze jest tak samo. Może w przyszłym będzie lepiej.
Szkoła w Lisewie wybrała dostawcę, wysłała umowę - i nic. Nikt nie odpowiedział. Żadna firma nie chciała współpracować z podstawówką w Węgiersku. Problemem był dojazd. W Dulsku także wniosek był już wypisany. - Dzwoniłam, ale wszyscy odsyłali nas z kwitkiem - mówi dyrektor szkoły. - Tłumaczyli, że "za daleko".
Podobnie było w Radominie. Wielkie Rychnowo w ogóle nie wzięło udziału w akcji. - Chcieliśmy się najpierw przyjrzeć, zorientować, jak to będzie wyglądało - przyznaje Elżbieta Arbart, dyrektor szkoły. - Trochę asekuracyjnie, to prawda - ale wiemy już, czego możemy się spodziewać. W przyszłym semestrze zdecydujemy, co dalej.
Szkoła w Nowogrodzie miała szczęście: znalazła dostawcę. Ale ten zrezygnował, zanim zdążył przywieźć pierwsze warzywa.
Zbójno nie znalazło odpowiedniego przedsiębiorcy w pierwszym semestrze. W drugim szkolny wniosek nawet nie przeszedł przez kwalifikacje. Powód był banalny: listonosz dostarczył papiery za późno. Szkoła Podstawowa nr 3 w Golubiu-Dobrzyniu co prawda zakwalifikowała się do programu, ale owoców dzieci nie dostają. Dlaczego? Bo przedstawiciel handlowy nie zdążył dojechać z umową.
Dostawcy: baliśmy się, że nie damy rady
- Nie byliśmy przygotowani - przyznaje Wojciech Klimkiewicz. W pierwszym semestrze tego roku był jednym z nielicznych dostawców w Kujawsko-Pomorskim, którzy nie zrezygnowali z rozprowadzania owoców i warzyw do szkół.
- Braliśmy pod uwagę wielkość szkół i odległość do nich - przyznaje przedsiębiorca. - Rozwiązanie było proste. Zakreśliliśmy kółko na mapie i zdecydowaliśmy: tu jedziemy, tam - nie. Niestety skończyło się tym, że musieliśmy odmówić kilkunastu wiejskim szkołom. Baliśmy się, że nie damy rady organizacyjnie. Ale teraz już wiemy - da się zrobić.
Nasze dzieciaki chrupią, aż miło
Dwa chlubne wyjątki to Szkoła Podstawowa nr 2 w Golubiu-Dobrzyniu i podstawówka w Kowalewie Pomorskim. Ale zadanie nie było łatwe - Obdzwoniliśmy wszystkie firmy - przyznaje Ewa Łobodzińska, sekretarz kowalewskiej szkoły.
- W pierwszym semestrze nam się nie udało. Agencja Rynku Rolnego zasugerowała, żebyśmy sami znaleźli dostawcę - i udało się. Teraz owoce chrupie 168 naszych uczniów.
W Golubiu-Dobrzyniu jabłka i marchewki dostaje 307 dzieci. Szkole udało się znaleźć dostawcę dopiero w drugim semestrze.
Wszyscy dyrektorzy są zgodni: od września będą dalej walczyć o warzywa w szkołach.