W powiecie sępoleńskim zgodnie z wymogami ministerialnymi Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie utworzyło hostel, czyli ośrodek interwencji kryzysowej w Suchorączku, gmina Więcbork oraz pogotowie rodzinne dla małych dzieci w Wąwelnie w gminie Sośno.
I nad obiema placówkami zebrały się czarne chmury. Po kilku miesiącach pogotowie rodzinne przestało istnieć, a sprawa ośrodka interwencji kryzysowej też zapowiada się nieciekawie, bo - jak już informowaliśmy - wojewoda kujawsko-pomorski kazał zwrócić ponad 30 tys. zł dotacji przyznanej na wyposażenie placówki w Suchorączku. W tym tygodniu okaże się, czy odwołanie odniesie skutek i szefowej Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Więcborku uda się zatrzymać dotację wojewody.
Jeszcze gorzej jest z pogotowiem rodzinnym, a właściwie jego brakiem.
Szefowa PCPR w Więcborku Zofia Mueller znalazła chętną rodzinę i w kwietniu ub.r. Anita i Mieczysław Kaproniowie stali się zawodową niespokrewnioną z dzieckiem rodziną zastępczą o charakterze pogotowia opiekuńczego. Minęło kilka miesięcy i w Wąwelnie pogotowie przestało działać.
Państwo Kaproniowie nie chcieli wypowiedzieć się do "Gazety Pomorskiej", więc spytaliśmy o powody zamknięcia pogotowia rodzinnego dyrektor Mueller. - Państwu Kaproniom urodził się syn, a mają jeszcze dwoje dzieci i zbyt dużo obowiązków. W styczniu tymczasowo zrezygnowali z pełnienia funkcji zawodowej rodziny zastępczej i prowadzenia pogotowia rodzinnego - mówi szefowa PCPR Zofia Mueller. - Bardzo żałuję, mam nadzieję, że za jakiś czas zmienią zdanie, bo dobrze sobie radzili.
Uprawnienia zachowają. Bywało, że w pogotowiu w Wąwelnie jednocześnie przebywało siedmioro dzieci. Bardzo potrzebujemy w powiecie sępoleńskim pogotowia rodzinnego i może dzięki "Pomorskiej" zgłoszą się osoby, które zechcą zostać rodzinami zastępczymi?