Dwie szwaczki stojące przy drzwiach do Centrum Parku były rozżalone. - Szczerze? Pracodawcy nie traktują nas poważnie i z szacunkiem - mówią. - Wcześniej złożyliśmy ofertę w wielu firmach, nikt na nie nie odpowiedział. Teraz zastaliśmy tu przedstawicieli tych samych przedsiębiorstw. Usłyszeliśmy, że mamy składać propozycje i czekać. To bez sensu. Od razu powinno się powiedzieć, czy są jakieś szanse.
Kilkanaście metrów jeszcze bardziej niewyraźne miny mają dwie inne panie, mają około pięćdziesiątki. - Straciłymy pracę rok temu - wyznają. - Pracowałyśmy w "Rokoteksie". To było dla nas straszne doświadczenie. Szukamy, gdzie się da, ale pracy żadnej nie ma. Na jednym stoisku usłyszałyśmy, że może będzie jakaś praca, ale pytać o nią mamy dopiero za miesiąc. Jedna z kobiet z własnej inicjatywy pod koniec ubiegłego roku ukończyła kurs fryzjerski. - Co mnie nie zabije, to wzmocni - śmieje się. - Do jakiego zakładu fryzjerskiego nie pójdę, by zapytać o staż, myślą najpierw, że pytam w imieniu córki. Gdy wyjaśniam, że to o mnie chodzi, od razy słyszę, że, niestety, ale miejsc nie ma.
Inna z naszych rozmówczyń, na oko blisko trzydziestki, martwiła się, że było mało ofert dla kobiet. - Pracuję w sklepie i chciałabym zmienić pracę na lepszą. Skończyłam studia i chcę pracować w zawodzie. Przyszłam, bo słyszałam, że miała być oferta z Zakładu Karnego. Nie było.
Wielu z bezrobotnych, z którymi rozmawialiśmy, pracy nie ma od co najmniej kilku miesięcy. Radzą sobie, jak mogą. Nie mają już zasiłku, i to raczej mężczyźni znajdują pracę dorywczą czy sezonową. Wszyscy marzą o stałym zatrudnieniu.
A jak targi oceniają młodzi dopiero wkraczający na rynek pracy i pracodawcy, którzy szukali pracowników? Jutro napiszemy, dlaczego młodzi maturzyści z technikum gastronomicznego pozostają optymistami, a jakimi kryteriami przy wyborze pracowników kierują się szefowie firm.
Czytaj e-wydanie »