Fotografka Dominika Nowak na co dzień mieszka w Kluczborku. W niedzielny poranek wyruszyła do Prudnika, aby ratować swoich bliskich.
- Niestety, wjazd do miasta przez wiele godzin nie był możliwy. Próbowałam różnymi drogami, nawet od strony Czech – opowiada. – Kiedy wreszcie dotarłam, nie można było poruszać się autem, bo wszędzie stała woda.
Dominika Nowak zostawiła samochód i na piechotę, przez wodę, ruszyła do centrum Prudnika.
- Po drodze robiłam zdjęcia i rozmawiałam z ludźmi. Wiele osób jest załamanych, bo straciło dorobek swojego życia – mówi Dominika Nowak. – Miasto robi naprawdę przygnębiające wrażenie. Tych obrazów i rozmów nie mogę wyrzucić z głowy.
Powodzianie potrzebują dosłownie wszystkiego. Szczególnie: butelkowanej wody, żywności (makaron, kasza, ryż, konserwy, cukier, kawa, herbata itp.), środków higienicznych i dezynfekcyjnych, latarek, baterii, rękawic, szczotek, odzieży, bielizny, koców itp.
Zniszczenia mogły być większe, bo istniało zagrożenie, że nie wytrzyma tama w Jarnołtówku na Złotym Potoku. Na szczęście służbom udało się załatać przebicie w wale i ją obronić.
Ale sytuacja nadal jest niepewna. Opady nie ustały, wielka woda napływa z Czech, wobec czego mieszkańców Prudnika na pewno czeka niespokojna noc.
