Strażacy ochotnicy często są pierwsi na miejscu pożaru. To doświadczeni strażacy. W poniedziałek oczy całego świata zwrócone były w stronę Paryża, gdzie płonęła katedra Notre Dame.
- W przypadku tego pożaru bardzo ważne były już same rozmiary budowli, jej wysokość. Po drugie, zbyt mało ratowników i sprzętu, a nawet wody. To szczególnie ważne w pierwszej fazie działań - mówi Mirosław Buliński, naczelnik OSP Toporzysko. - Istotne było również to, że pożar, kiedy zaczęły się działania gaśnicze, był już mocno rozwinięty. Nie został, jak to nazywamy, złapany w zarodku. Taki pożar jest tak naprawdę nie do opanowania, rozprzestrzenia się w szybkim tempie.
Według naczelnika ochotników z Toporzyska, jedną z przyczyn, które doprowadziły do tego, że spłonęła tak duża część katedry, były korki w stolicy Francji. - Pojazdy gaśnicze nie mogły na czas dotrzeć do płonącej katedry. Mówimy o zwłoce kilkunastu, kilkudziesięciu minut. A pamiętajmy, że pożar rozwijał się bardzo dynamicznie. Tu na niekorzyść działał czas. To jest taka dysproporcja między siłą, mocą pożaru, ognia a siłami jednostek ratowniczych na miejscu zdarzenia.
Każdy pożar zaczyna się od drobnego zaprószenia ognia, nawet od iskry. - Przecież płonący kawałek drewna można ugasić dosłownie łyżką wody, ale ogień błyskawicznie się rozprzestrzenia - dodaje Buliński. Kiedy płonąca powierzchnia jest już duża, to działania strażaków mogą się ograniczać właściwie tylko do prób zapobiegania rozprzestrzeniania się pożaru.
- W niesprzyjających warunkach, kiedy w pobliżu jest, na przykład las albo jakiś skład drewna, może dojść do tragedii. Jak choćby w Kuźni Raciborskiej, gdzie spłonęło 9 tysięcy hektarów lasu - mówi Buliński.
Był to największy pożar, do którego doszło w Europie Środkowej po II wojnie światowej. Trwał od 26 do 30 sierpnia 1992 roku. Spłonęło ponad 90 km kw. lasów na terenach Rud Raciborskich, Rudzińca i Kędzierzyna.
Agro Pomorska odcinek 58
