Pożar na Nowym Tarpnie, ul. Milczewskiego-Bruna

Wozy strażacki stanęły z różnych stron budynku przy ul. Milczewskiego-Bruna
(fot. Maryla Rzeszut)
Strażacy zaczęli gasić ogień, wyrzucali przez okno na parterze nadpalone sprzęty i wyposażenie mieszkania. Na ośnieżonej trawie wylądowały jakieś tkaniny, przedmioty, a nawet nadpalone ogniem łóżko... Dowodzący akcją strażak wezwał jeszcze drugą karetkę pogotowia (jedna już była), do kobiety i dzieci, które mogły zatruć się dymem. Przyjechała policja.
Na balkony wyszli przerażeni mieszkańcy, wielu wybiegło przed dom, niektórzy już w piżamach i szlafrokach i nałożonych na wierzch kurtkach lub płaszczach... - Walił z tej klatki schodowej taki dym, że chyba się coś strasznie toksycznego paliło! - relacjonował strażakom wysoki mężczyzna...
O północy akcja jeszcze trwała. Gdy pożar został do końca ugaszony, wozy strażackie zaczęły odjeżdżać około godz. 0.30.
Kobieta nie chciała do szpitala
Na szczęście kobiecie i dzieciom nic poważnego się nie stało. Zniszczone zostało natomiast mieszkanie i jego wyposażenie... Ludzie wracali do mieszkań, wybudzeni na dobre ze snu...
Jedynie lokatorka zniszczonego mieszkania nie mogła w nim pozostać. Przenocowała u sąsiadki. Choć ratownicy doradzali, nie chciała pojechać na badania do szpitala.
Czeka ją wielkie sprzątanie i remont mieszkania. Straty wynoszą około 10 tys zł.
Policja ustala przyczyny pożaru.
Najlepsze artykuły za jednym kliknięciem. Zarejestruj się w systemie PIANO już dziś!
Czytaj e-wydanie »