Ale konwencje odbyły się w Polsce, więc usłyszycie państwo o przewrotnym planie Kaczyńskiego, o chowaniu Macierewicza w areszcie domowym. Przeczytacie o akcji "zakopywania Platformy", ewentualnie też o ośmiorniczkach serwowanych przez Przemysława Wiplera. Czy polityczny dramat w Polsce składa się jedynie z didaskaliów?
Dziesięć lat temu, po wyborach 2005 aż 74 proc. Polaków oczekiwało od Donalda Tuska i Jarosława Kaczyńskiego wspólnych rządów PO-PiS. Do koalicji jednak nie doszło, a oficjalnym pretekstem był brak zgody w sprawie teki dla Jana Rokity. Nieoficjalnie - obaj liderzy zrealizowali plan podziału sceny politycznej na dwa obozy postsolidarnościowe. Celem było trwałe zmarginalizowanie SLD, które swoje rządy kończył w stylu podobnym do potaśmowej Platformy. Niestety, projekt wymknął się spod kontroli. Podgrzewanie emocji, którego użyto jako narzędzia, zapędziło Polaków do politycznych sekt. W sektach łatwo rozgrywać emocje, nie trzeba sięgać po argumenty.
Z czasem zarówno wyborcy, jak i posłowie uwierzyli, że uczestniczą jedynie w spektaklu. Że nawet intymne sceny z Frytką są zaprojektowane przez scenarzystów dla podniesienia oglądalności. Że w tej kolejnej edycji "Big Brothera" prawdziwa jest tylko wypłata.
Rzeczywistość jest, niestety, bardziej złożona. Polityka ma realne przełożenie na nasze życie i na przyszłość państwa, którą przekażemy wnukom. Czas opuścić polityczne sekty. Zamknijmy politykom gęby, gdy judzą. Ale też zacznijmy ich słuchać, gdy mówią rzeczy ważne. A bywa, że mówią.
Czytaj e-wydanie »