"Lub czasopisma" - ów słynny zapis w ustawie medialnej mógł zagwarantować potężne zyski. Podobnie jak zmiana w prawie budowlanym, wdrożona w 2005 roku. Zarabiają na niej zagraniczne koncerny, stawiające w Polsce fermy wiatrowe. Rzecz w definicji budowli. Do 2005 roku obejmowała ona wiatrak, wraz ze wszystkimi jego elementami. Obecnie wiatrak to urządzenie, co najważniejsze: zwolnione od podatku od nieruchomości.
Dla gmin, takich jak Pruszcz, oznacza to nieporównywalnie mniejsze dochody. Zamiast zarabiać rocznie na wiatraku 230 tys. zł., zyskają jedynie 46 tys. zł. Mając na uwadze fakt, że w samej gminie Pruszcz pewne jest już ulokowanie minimum 35 elektrowni wiatrowych, straty (w skali 30 lat, na które koncerny energetyczne podpisują umowy dzierżawy z rolnikami) sięgną milionów. - To zniechęcające dla samorządów, które powinny skupiać swe wysiłki na jak największym udziale energii odnawialnej w życiu mieszkańców - podkreśla Franciszek Koszowski, wójt gminy Pruszcz i przypomina, że wymaga tego od Polski Unia Europejska. Do 2020 roku energia odnawialna ma stanowić 20 procent.
Krótko mówiąc, sprawa jest wagi państwowej. Jednak przeforsowanie zmiany w ustawie nie należy do rzeczy prostych. Dlatego kilkanaście gmin wiejskich, nastawionych na fermy wiatrowe, skupiło się w Stowarzyszeniu Gmin Przyjaznych Energii Odnawialnej. Wczoraj spotkali się w Pruszczu. - Razem możemy zdziałać więcej - argumentuje Leszek Kukliński, przewodniczący Zarządu Stowarzyszenia. Pisma przez nie opracowane trafiły do najwyższych władz w Polsce.
Niesprawiedliwe
Gminy domagają się nowelizacji prawa budowlanego, także na bazie zarzutu, że państwo nie traktuje inwestorów równo. - Każdy sklepikarz czy właściciel fabryki jest zobowiązany płacić nam podatki od swoich nieruchomości, przy okazji oferując miejsca pracy. Koncerny energetyczne nie gwarantują etatów - podkreśla Koszowski. - Mało tego. Mają potężne wsparcie Unii Europejskiej. Innymi słowy, nie ma powodu martwić się o ich dochód.
Na uwagę zasługuje też argument, że gminy dołożyły wielu starań, żeby przyjąć fermy na swoje tereny. - Trzeba było opracować pod nich plany zagospodarowania przestrzennego, pomóc w negocjacjach z mieszkańcami - wylicza Koszowski. - Inna rzecz, że wiatraki cieszą tylko tych rolników, którzy podpisali pod nie umowy dzierżawy swoich gruntów. Pozostałym wcale się one nie podobają, choćby dlatego, że może spaść wartość sąsiednich działek. Dla samorządu to może być problem.
Kontrowersji byłoby mniej, gdyby za pieniądze z podatków opłacanych przez fermy, gmina budowała nowe drogi, chodniki, szkoły...
I tak niektóre koncerny nie płacą podatków w ogóle, inne tylko do fundamentów, jeszcze inne honorują opodatkowanie masztu. Kilka tego typu spraw znalazło swój finał w sądzie. Co gorsza, orzekane były przeróżnie. Czasem na korzyść gminy, czasem - koncernu. - Nieprecyzyjny przepis skutkuje pogorszeniem atmosfery wokół ferm wiatrowych. W interesie państwa jest naprawienie tego błędu - uważają przedstawiciele Stowarzyszenia Gmin Przyjaznych Energii Odnawialnej.
Władza chce pomóc
Zachęcać ma do tego także Marzena Kempińska, starosta świecki. - Bogata gmina, to bogaty powiat. Obiecuję Pruszczowi wsparcie jako zastępca szefa Związku Powiatów Polskich. Są sprawy trudne, które udało się nam załatwić. Będziemy lobbować także w kierunku zmiany w prawie budowlanym - deklaruje.
Wczoraj w Pruszczu był także poseł Janusz Dzięcioł. - Pomogę na pewno. Zrobię, co się da, żeby zwrócić uwagę posłów na tę sprawę - mówi "Pomorskiej".
Do sprawy wrócimy.