Tuż po wakacjach na salonach politycznych Rzeczypospolitej wybuchł poważny problem natury obyczajowej. Chodzi o to, że w wyniku ustawy lustracyjnej pojawiła się nowa kategoria agentów: dobrych i złych. Minister do spraw informacji europejskiej Sławomir Wiatr jest klasycznym przykładem tego drugiego. Przyznał się do współpracy agenturalnej w czasach PRL, co powinno zdyskwalifikować jego dalszą działalność ministerialną. Jednak nie przeszkadza to szefowi rządu Leszkowi Millerowi, któremu nawet zapewne imponuje odwaga Wiatra - mieć przy sobie jakiegoś współczesnego Klossa to nie byle co. Ale niestety - zwykłemu obywatelowi współpraca ze służbami specjalnymi kojarzy się głównie ze szpiclowaniem. Mnie osobiście oskarżenia opozycji wobec Wiatra mocno zaskakują, gdyż agenturalne doświadczenie w zbieraniu informacji na temat europejskich państw przydają mu się teraz jak znalazł! Skoro ten chłopak tak długo pracuje w branży informacyjnej, to niechże się teraz podzieli tym z nami. Najlepiej sam, a nie za pośrednictwem Bogusia Wołoszańskiego z "Sensacji XX wieku". Złośliwi już gadają, że kiedy po kampanii informacyjnej Wiatra Polacy w referendum opowiedzą się za wejściem do Unii - będzie to największa sensacja XXI wieku.
Tyle o agentach ewidentnie złych.
Dobrym natomiast szpiegiem jest lider Platformy Obywatelskiej Andrzej Olechowski. On wprawdzie też przyznał się do działalności agenturalnej, ale jako opozycjonista (w tej chwili Millera, gdyż w 89. reprezentował stolik PZPR) nie może być postrzegany negatywnie. Profesor Zyta Gilowska z tejże Platformy, wielbicielka przystojnego diskdżokeja Olechowskiego, jest zdania, że jego szpiegowska przygoda w zasadzie się już nie liczy. Dlaczego? Ano dlatego, że Olechowski nie został arbitralnie zmuszony do członkostwa w rządzie, tylko poddaje się ocenie wyborców. Kandydując np. na głowę Warszawy, a wcześniej - na prezydenta RP. Więc to właśnie wyborca ma zadecydować, czy Olechowski jest dobrym, czy też złym agentem. To oryginalny wkład polskiej demokracji w demokrację europejską. W ten sposób prof. Gilowska wprowadziła do nauk politycznych nowe prawo, które nazwałem roboczo "Prawem Zyty". I proszę tu nie kręcić nosem i nie mieszać ludziom w głowach, bo nie każdy agent to zwykły kapuś.
Więc wszelkie utyskiwania na jakość naszej klasy politycznej są bez sensu i przypominają dowcip o dwóch jąkałach wyznania mojżeszowego. Samuel spotyka oto Arona przed rozgłośnią radiową:
- Szsz-uu-ka-ka-ją spi-spi-ke-ke-raa i chchcęęę sięęę zzz-gło-zgło-sić - tłumaczy Samuel.
- Nnnni-eee masz ccc-oooo ttt-aaam choooo-dzddzić - odpowiada zrezygnowany Aron. - Ooooo-ni tttt-aamm nieeee luuu-bią Żżżż-ydów...
Prawo Zyty
Wasz Makler