Poszło o banery, które fani bydgoskiego klubu wywiesili na trybunach stadionu podczas lipcowych zawodów. Jeden z nich głosił: "Od lat każdy wie, że w Bydgoszczy jest Zawisza. Teraz mamy prezydenta, który o tym nie pamięta". Tym samym protestowali przeciwko zmianie nazwy stadionu, inspirowanej m.in. przez włodarza Bydgoszczy Konstantego Dombrowicza.
Prezydent poczuł się dotknięty i złożył zawiadomienie do prokuratury. Uznał zachowanie kibiców za próbę zakłócenia imprezy. Potem odrębne pismo w tej sprawie wystosowała bydgoska policja.
Wczoraj sąd uznał, że dowody dostarczone przez policję i bydgoski ratusz nie są wystarczające. - Na przekazanych fotografiach nie widać, by obwinione osoby wywieszały transparenty podczas Mistrzostw Świata Juniorów w Lekkiej Atletyce - dowodził sędzia Piotr Wiśniewski. Wcześniej sąd prosił też o dostarczenie materiałów wideo z monitoringu prowadzonego przez Zawiszę. Okazało się jednak, że klub nie ma takich nagrań.
- W umowie miasta z Międzynarodową Federacją Lekkiej Atletyki nie ma słowa o tym, że na stadionie nie wolno było wywieszać transparentów - przekonywał też Łukasz Kaczanowski, adwokat kibiców. - Zakaz dotyczył tylko umieszczania reklam i znaków markowych.
Kibice nie kryli radości po ogłoszeniu wyroku: - Byliśmy pewni, że wygramy. Jesteśmy zadowoleni. Idziemy świętować!
Prezydent Dobrowicz uciął krótko: - Nie mam w zwyczaju komentowania wyroków sądowych. Procesowi, po tym jak sąd utajnił pierwszą rozprawę, przyglądali się również przedstawiciele Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
- To ważne, że uniewinniono kibiców - komentował Artur Pietryka z HFPC. - Od złamania elementarnego prawa do swobodnego wyrażania swoich poglądów dzieli nas cienka linia. Sąd obciążył kosztami procesowymi państwo, czyli nas.