Na sali sądowej pojawili się wczoraj przedstawiciele toruńskiej kurii: Andrzej N., kanclerz i Katarzyna K., pracownica działu ekonomicznego. Oboje zeznali, że nie wystawili zaświadczenia o zarobkach, na podstawie którego Tadeusz P., były proboszcz parafii na toruńskich Bielawach, ubiegał się o kredyt w lipcu 2009 r. - 94 tys. zł, za które chciał kupić mieszkanie.
Prokuratura zarzuca duchownemu, że razem z Ewą P. sfałszował dokument. Zdaniem śledczych Tadeusz P. przystawił na formularzu spreparowane pieczątki, a Ewa P. podrobiła podpis Katarzyny K.
Toruń. Były proboszcz z Bielaw stanął przed sądem - i oskarżył kurię
To nie jest mój podpis
Sprawa wyszła na jaw 23 lipca 2009, kiedy to do Katarzyny K. zadzwoniła pracownica banku. Chciała zweryfikować dane duchownego. Pracownica kurii zeznała w sądzie, że była zaskoczona takim telefonem. - Nie podpisuję takich dokumentów dla księży, którzy nie są pracownikami kurii - mówiła na sali sądowej. - Byłam zdziwiona, kiedy usłyszałam, że na dokumencie jest mój podpis.
Katarzyna K. poinformowała o wszystkim kanclerza kurii. Ten jeszcze tego samego dnia złożył w banku oficjalne pismo. Oświadczył, że kuria nigdy nie wystawiała żadnego zaświadczenia Tadeuszowi P. - Zdziwiła mnie pieczątka "księgowość - dział finansowy" - zeznawał w sądzie kanclerz. - Nie mamy takiego działu. Również podpis, którzy miał należeć do Katarzyny K. nie był napisany jej charakterem pisma. Poszedłem do parafii, żeby wyjaśnić sprawę z księdzem Tadeuszem P. Był zaskoczony i zażenowany. Stwierdził, że to on przystawił pieczęcie, ale nie podpisał dokumentu. Następnego dnia miał iść wycofać wniosek o kredyt.
Ksiądz Tadeusz P., były proboszcz z toruńskich Bielaw, usłyszał prokuratorskie zarzuty
Ewa P. poręczyła
Kanclerz zeznał również, że był przekonany, że bank skieruje sprawę na policję lub do prokuratury. Zeznał, że były proboszcz zalegał z płatnościami do kurii i przyznał, że namawiał Tadeusza P. do dobrowolnego poddania się karze.
Podczas przesłuchania w prokuraturze Tadeusz P. przyznał się do podrobienia pieczątek. Zaś na poprzedniej rozprawie, w grudniu, twierdził, że zaświadczenie po prostu dostał z Kurii, a do składania fałszywych zeznań czuł się zmuszony naciskami ze strony kanclerza.
Tadeusz P. kredyt dostał kilka dni później, bez zaświadczenia o zarobkach. W banku poręczyła za niego Ewa P., która równocześnie miała mu sprzedać mieszkanie.