Nie kopali głęboko. Nie mogli dokopać się do prochów.
Kalbarczyk urodził się w marcu 1943 roku. W żaden sposób nie mógł więc zapamiętać dramatu, który rozegrał się na Wołyniu kilka miesięcy później. Pamięć przekazała matka, rodzeństwo i znajomi. Nie mógł też zapamiętać ojca, który został zamordowany w Ludwikówce, gmina Malin, powiat Dubno. Na szczęście ocalało jedno jego zdjęcie. W sierpniu ubiegłego roku Kalbarczyk wsiadł w samochód i z dwoma synami pojechał na Ukrainę. Bali się, że nie znajdą Ludwikówki. Znaleźli. Z całej wsi ocalał tylko jeden ukraiński dom. Jest jeszcze krzyż z tabliczką i prochy ojców zakopane w ziemi. - Byliśmy tacy szczęśliwi, że znaleźliśmy to miejsce.
Świt nad Ukrainą
Kalbarczyk wyrobił sobie paszport już pięć lat temu, ale ciągle nie było okazji, żeby jechać na Ukrainę. Wcześniej, jak zaznacza, strach było podróżować, dlatego ciągle zwlekał i marzył. W sierpniu ubiegłego roku syn powiedział: - Tatuś, jedziemy. Wyjechali z Gostkowa pod Toruniem do Zamościa. Przenocowali u rodziny. Wczesnym rankiem przekroczyli granicę i pojechali szukać Ludwikówki. - Liczyliśmy na to, że drogę wskaże nam pop z Młynowa, ale akurat go nie było - opowiada Edward Kalbarczyk. Pod cerkwią zrobili zdjęcia, perspektywę na Wołyń. Traf chciał, że akurat w stronę Ludwikówki. - Jakby ojciec nas prowadził, żebyśmy nie cofnęli się ani pół kroku.
_Spotkali dobrych ludzi, którzy im pomogli.
Wspomnij i uczcij pamięć
Na skrzyżowaniu zapytali starszego Ukraińca czy wie, jak dojechać do wsi, której dziś nie ma już na mapach. A on głową kiwa, że wie i muszą jechać tak i tak. Później zapytali idącą drogą kobietę, a ona, że drogę zna i zaprowadzi. I tak Edward z synami znaleźli się w miejscu, w którym 60 lat temu zamordowano ich ojca i dziadka. Nie było fundamentów domów i murowanych stodół, w których palono zamordowanych mieszkańców. Nie było śladu studni, owocowych drzew. Tylko jedno gospodarstwo i krzyż, na którym ktoś umieścił tabliczkę z mylnie napisaną datą: "Tu była wieś Ludwikówka. Ten krzyż przypomina o wsi, która została zgładzona z powierzchni ziemi przez hitlerowców 13 lipca 1942 roku. Wspomnij i uczcij pamięć żywcem spalonych mieszkańców wsi Ludwikówka". Po drodze wjechali jeszcze do stolarza, który krzyż postawił. Porozmawiali serdecznie. Nie zdecydowali się na podróż do Konstantynówki, gdzie Kalbarczykowie mieli dom rodzinny i czereśniowy sad. Bo tam od lat ani domu, ani sadu.
Józef, wyjedź
Znajomi Ukraińcy już na początku 1943 roku ostrzegali Józefa Kalbarczyka, żeby wyjechał z Konstantynówki, bo idzie zły czas. Ukraińcy bali się atakować miasteczka, w których stacjonowali Niemcy. A w części dużych wsi Polacy organizowali oddziały samoobrony, które nocą trzymały warty pod bronią. No to wyjechali do Dubna. - Tata tam nie mógł wysiedzieć - opowiada siostra Edwarda Adela Wesołowska z Bydgoszczy. Miała wtedy 17 lat. - Pojechaliśmy po drewno w lasy otaczające Ludwikówkę. Deszcz padał i miejscowi namówili nas, żebyśmy przenocowali i w poniedziałek rano wracali do Dubna. Nad ranem Niemcy otoczyli wieś, wypędzili mieszkańców i zaczęli palić zabudowania.
Kazimierz Karasiński, dziś bydgoszczanin, miał wtedy 11 lat. - _W gaciach ludzi wypędzali i od razu selekcja. Kobiety z dziećmi na łąkę, a mężczyzn i starszych chłopaków sadzali po rowach.
- Poprosiłam Niemca, żeby pozwolił mi choć coś do okrycia zabrać. Pozwolił. Chwyciłam taty kożuch. Spotkałam tatę na drodze i proszę, żeby go wziął, a Niemiec odepchnął mnie i powiedział "Jemu nie będzie już potrzebny". Tata szepnął, żebym dała kożuch bratu - przypomina Adela Wesołowska.
Kobiety z dziećmi na łące modliły się i śpiewały pieśni kościelne. - Wszyscy się bali, że z nami już koniec. Popędzili nas 12 kilometrów do samochodów, żebyśmy nie widzieli tego, co dzieje się we wsi.
- Mama mówiła nam, że Niemcy zamordowali 120 osób - mówi Adela Wesołowska. - Mężczyzn i chłopaków zagonili do stodół, zastrzelili, próbowali spalić, a później pogrzebali w kilku mogiłach.
Drugie życie
Ile było stodół i mogił? Moi rozmówcy podają różne dane. Podobne rozbieżności dotyczą liczby ofiar. Bydgoszczanin Edward Jarosz, 13 lipca 1943 roku miał 13 lat. Wtedy w Ludwikówce dostał drugie życie. Miał być rozstrzelany razem z mężczyznami.
Jego zdaniem Niemcy zastrzelili wtedy 64 osoby, w tym czterech radzieckich partyzantów, którzy nocowali akurat we wsi. Opowiada: - Mężczyzn Niemcy sadzali w rowach po dziesięciu. Rabowali inwentarz. Jedna z krów odłączyła się od stada i przeleciała przez całą wieś. Niemiec kazał mi ją dogonić. Jak minąłem wioskę, to inny Niemiec, siedzący na koniu, powiedział mi po czesku: "Uciekaj za stodołę i w zboże. Tylko się nie oglądaj". Widocznie miał trochę sumienia. Ocalałem jako jedyny. Niemcy zastrzelili mojego ojca.
Dlaczego padło na Ludwikówkę? Zdaniem Edwarda Jarosza, to Ukraińcy napuścili Niemców na Polaków. - Naprzeciw Ludwikówki była ukraińska wieś Użeniec. - Widocznie Ukraińcy z tamtej wsi chcieli naszej zagłady. We wsi była silna samoobrona, mieli broń, ale nie padł ani jeden strzał. Nawet ruscy partyzanci nie strzelali.
**_Donos i prowokacja
Inną wersje zdarzeń w Ludwikówce podają Władysław i Ewa Siemaszkowie, autorzy książki "Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia w latach 1939-45". Ich zdaniem Ludwikówka wielokrotnie i bezskutecznie atakowana była przez UPA. Ukraińcy donieśli gestapo w Dubnie, że we wsi ukrywają się Żydzi i sowieccy partyzanci, dlatego spacyfikowano kolonię. Do Ludwikówki wjechał oddział złożony z SS, własowców i policji ukraińskiej. Ruszyli z jednej strony i zaczęli strzelać. Dzięki temu części mieszkańców z dalszych domów udało się zbiec do lasu. Policja ukraińska zaaranżowała strzelaninę z rzekomą partyzantką radziecką, inna grupa udając oddział UPA zaatakowała wieś, co spowodowało strzały polskiej samoobrony. Niemcy zaatakowali wieś moździerzami i ciężką bronią maszynową. Jak Polacy zorientowali się, że są atakowani przez Niemców - przestali strzelać. Gestapowiec kierujący akcją nakazał zamknąć wszystkich mężczyzn powyżej 14 roku życia w dwóch stodołach. Następnie ukraińscy policjanci wrzucili do nich granaty i podpalili. Ustalono 75 nazwisk mężczyzn i chłopców, którzy zginęli w stodołach. W tym ojców Edwarda Kalbarczyka i jego siostry Adeli, Edwarda Jarosza i Kazimierza Karasińskiego.
Łączną liczbę ofiar zbrodni niemiecko-ukraińskich w Ludwikówce autorzy szacują na 172 Polaków.
- _Akcję w Ludwikówce Niemcy skończyli przed południem. Później pojechali do czeskiego Malina, gdzie również spalili wieś - dodaje Edward Jarosz. Autorzy "Ludobójstwa..." podają liczbę żywcem spalonych w cerkwi, szkole i stodołach na 373 Czechów i 26 Polaków i 132 Ukraińców. Tydzień później Niemcy ogłosili, że pacyfikacja Malina była pomyłką, a rozkaz odwołania akcji został wydany zbyt późno.
Ziemia czeka
Worek z ukraińską ziemią na razie stoi jeszcze w pokoju syna Edwarda Kalbarczyka. Co zamierzają z nim zrobić? - Chcemy włożyć tę ziemię mamie pod pomnik. Ona ma grób, a ojciec nie. Czy zamordowanych w Ludwikówce nie można byłoby ekshumować? Jakoś uświęcić to miejsce, żeby zwierzęta nie chodziły po grobach?
Prochy ojców
Roman Laudański

Worek z ukraińską ziemią stoi w domu Edwarda Kalbarczyka od sierpnia ubiegłego roku. Do lipca 1943 roku to była polska ziemia. Do rzezi.
Podaj powód zgłoszenia
w
CYTAT(marek620 @ 1.01.2009, 17:30)
marek - jestem synem Adama Brzozowskiego i wnukiem Franciszka Brzozowskiego który zginął w Lódwikówce wraz z synem Andrzejem.Ojciec Adam ur.1927miał w tym czasie 16 lat.W trakcie pacyfikacji kobiet ukryły go pod spódnicami dlatego ocalał.Ojciec wraz z matką Stanisławą i 4 siostrami po wojnie osiedlili się w pow.Tczewskim .W tej chwili żyje tylko 1 siostra Helena.
Witam
Znam, a wzasadzie znałem Józefę Brzozowską , żonę Andrzeja Brzozowskiego. Niestety nie żyje. Serdeczna prośba do Pana o kontakt do mnie na pocztę: [email protected].
Pozdrawiam Witek Michalski
i zapraszam na www.ludwikowka.pl
m
marek - jestem synem Adama Brzozowskiego i wnukiem Franciszka Brzozowskiego który zginął w Lódwikówce wraz z synem Andrzejem.Ojciec Adam ur.1927miał w tym czasie 16 lat.W trakcie pacyfikacji kobiet ukryły go pod spódnicami dlatego ocalał.Ojciec wraz z matką Stanisławą i 4 siostrami po wojnie osiedlili się w pow.Tczewskim .W tej chwili żyje tylko 1 siostra Helena.
r
jeśli ktoś posiada wiecej informaci na ten temat proszae o kontakt z mojm wnukiem na adres
[email protected]
z gory dziekuje
[email protected]
z gory dziekuje
t
Moi rodzice Jan i Anastazja Paradowscy również opowiadali o tych makabrycznych wydarzeniach,o tym jak traktowano ciężarne kobiety i co się działo podczas tej wprost niewyobrażalnej rzezi.
g
Moja babcia Józefa Haliczanowska zd. swigoń pamięta doładnie co wydarzyło się na Ludwikówce w 1943roku. wierzyć się nie chce, że człowiek człowiekowi taki los zgotował...
zainteresowanych proszę o kontakt [email protected]
zainteresowanych proszę o kontakt [email protected]
g
Moja prababcia (Zofia sobieska z d. Kwaśnik) opowiadała mi o tym, jak to Niemcy i Ukraińcy z UPA strzelali we wsi (Ludwikówka) i zapędzili ludzi do stodoły i spalili żywcem. Kilka osób zastrzelili (tych, którzy uciekali). Ze świadków tamtejszych wydarzeń żyje mój dziadek Kazimierz syn Piotra i Zofii Sobieskich. Nie wiem tylko, czy coś pamięta jeszcze. Pozdrawiam
P
CYTAT(Artur @ 7.02.2008, 06:22)
Moj pra dziad Jan Kalbarczyk zostal zamordowany w Ludwikowce.
pozdrawiam
Artur Kalbarczyk syn Romana Kalbarczyk
pozdrawiam
Artur Kalbarczyk syn Romana Kalbarczyk
Arturze, jestem synem Tadeusza Kalbarczyka, wnukiem Józefa Kalbarczyka (jest o nim mowa w artykule). Edward Kalbarczyk jest moim stryjem. Jeżeli to możliwe, proszę o kontakt [email protected]
Pozdrawiam Paweł
s
A ojciec mojego męża to ten ze zdjęć, który pomógł napisać artykuł, syn Józefa Kalbarczyk. Pozdrawiam Sylwia Kalbarczyk
A
Moj pra dziad Jan Kalbarczyk zostal zamordowany w Ludwikowce.
pozdrawiam
Artur Kalbarczyk syn Romana Kalbarczyk
pozdrawiam
Artur Kalbarczyk syn Romana Kalbarczyk