Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prof. Tomasz Nałęcz: Demokracji już się nauczyliśmy

Romawiała Jadwiga Aleksandrowicz
Prof. Tomasz Nałęcz na spotkaniu ze słuchaczami Uniwersytetu dla Aktywnych w Ciechocinku
Prof. Tomasz Nałęcz na spotkaniu ze słuchaczami Uniwersytetu dla Aktywnych w Ciechocinku Jadwiga Aleksandrowicz
- Radzimy sobie z demokracją zupełnie przyzwoicie. Rozmowa z prof. Tomaszem Nałęczem, doradcą Prezydenta RP d.s. historii i dziedzictwa narodowego.
Prof. Tomasz Nałęcz podpisał kilkadziesiąt indeksów słuchaczom ciechocińskiego Uniwersytetu  dla Aktywnych
Prof. Tomasz Nałęcz podpisał kilkadziesiąt indeksów słuchaczom ciechocińskiego Uniwersytetu dla Aktywnych Fot. Jadwiga Aleksandrowicz

Prof. Tomasz Nałęcz podpisał kilkadziesiąt indeksów słuchaczom ciechocińskiego Uniwersytetu dla Aktywnych
(fot. Fot. Jadwiga Aleksandrowicz)

- Trzydzieści lat temu młody asystent na Uniwersytecie Warszawskim poznał studenta historii. Dziś ten student jest prezydentem, a asystent profesorem i prezydenckim doradcą. Gdyby wtedy ktoś to nakreślił taki scenariusz, wyśmiano by go...
- ...bo wtedy nie mieliśmy prezydenta. Ale rzeczywiście, Bronisława Komorowskiego poznałem wiele lat temu na Wydziale Historycznym UW. Potem nasze drogi się rozeszły, a gdy rodziła się III Rzeczpospolita, staliśmy na przeciwnych biegunach. Nie musiałem jednak jako osoba związana z PZPR, czego się nie wypieram, źle się zapisać w jego pamięci, skoro po latach, już jako Prezydent RP, zaproponował mi doradzanie w sprawach historii.

- Słucha rad?
- Nie zawsze, ale też ja nie oczekuję, że zgodzi się ze mną w każdej sprawie. Wypowiadam swoją opinię, a pan prezydent zgadza się z nią lub nie. To są jego suwerenne decyzje. Ja natomiast nie staram się udzielać rad, które byłyby wyłącznie miłe dla prezydenckiego ucha, których on akurat oczekuje.

- Prezydent w Trzeciej RP dużo może?
- Konstytucja RP z 1997 roku daje Prezydentowi RP znaczące uprawnienia. Jest najwyższym strażnikiem ustawy zasadniczej i chroniąc jej zasad może na przykład wetować ustawy uchwalane przez Sejm. Siła prezydenta bierze się też z jego mandatu - jest wybierany bezpośrednio przez cały naród i w swoim działaniu ma jego wsparcie. Pozwala mu to stabilizować sytuację polityczną, gdyby rząd chciał zbyt szarżować, a sytuacja społeczna byłaby zbyt napięta i groziła jakimiś wybuchami niezadowolenia.

Kompetencje "pod człowieka"

- Więcej uprawnień miał jako prezydent Lech Wałęsa?
- O, tak. Mała Konstytucja z 1992 r. czyniła pozycję Prezydenta RP jeszcze silniejszą. A że Prezydent Wałęsa chętnie z tych uprawnień korzystał, ówczesny zdominowany przez SLD i PSL parlament, pracując nad nową konstytucją, zmierzał do znacznego pomniejszenia roli prezydenta. Nie spodziewano się, że wybory może wygrać Aleksander Kwaśniewski, który był zresztą przewodniczącym komisji przygotowującej nową konstytucję. Jednak kiedy Kwaśniewski został w 1995 roku prezydentem, na nowo, znacznie obszerniej, skrojono w konstytucji prezydencki garnitur. To przestroga, by nie tworzyć przepisów prawa pod konkretne osoby, bo to z reguły niczego dobrego nie przynosi.

- Generał Jaruzelski jako głowa państwa po 1989 roku miał ten sam zakres kompetencji, co Lech Wałęsa.
- To prawda, ale ze swoich uprawnień nie korzystał. Przeciwnie - wspierał rząd Tadeusza Mazowieckiego, a po roku i kilku miesiącach ustąpił z urzędu - zaakceptował w pełni demokratyczne, powszechne wybory prezydenckie. Wcześniej prezydenta wybierał parlament, w którym dwie trzecie miejsc zagwarantowanych mieli przedstawiciele dawnego układu politycznego. Było wiadomo, że prezydentem będzie Wojciech Jaruzelski. Przygotowano więc dla głowy państwa szerokie uprawnienia. Jak wspomniałem, w pełni korzystał z nich Lech Wałęsa, potem zostały ograniczone.

- Wygląda na to, że budując zręby nowego państwa po 1989 roku, nie wyciągnięto wniosków z doświadczeń Drugiej Rzeczpospolitej.
- Bo i te dwie sytuacje dziejowe znacznie się różniły. Ale rzeczywiście i po roku 1918, i po roku 1989 kompetencje głowy państwa uzależniano od osoby, która ten urząd miała sprawować. Narodowa Demokracja ograniczała rolę prezydenta Drugiej RP, bo chciała dokuczyć Piłsudskiemu. Podobnie w latach 1993-1995 zachowywał się Sojusz Lewicy Demokratycznej w stosunku do Lecha Wałęsy.

- Czyli wówczas także "przykrawano" uprawnienia głowy państwa pod konkretną osobę?
- Tak. Warto odnotować, że w Drugiej Rzeczpospolitej już po trzech latach od uzyskania niepodległości parlament uchwalił konstytucję. Marginalizowała ona rolę głowy państwa, bo spodziewano się, że na czele państwa stanie Piłsudski. Tymczasem parlament był zdominowany przez narodową demokrację, obóz na przeciwstawnym biegunie w stosunku do piłsudczyków. Piłsudski zaś nie chciał być prezydentem malowanym. Nie odpowiadała mu też anglosaska nazwa "prezydent". Bliższy mu był staropolski "naczelnik". Chciał, by głowę państwa wybierano w wyborach powszechnych, a nie poprzez parlament.

Kiedyś ludowa, teraz rzeczywista

- Nie zgodził się więc w 1922 roku kandydować na prezydenta i wycofał się do Sulejówka.
- Po władzę sięgnął w 1926 roku dokonując przewrotu wojskowego. Dał się też wtedy parlamentowi wybrać na prezydenta, ale urzędu nie przyjął. Prezydentem został wskazany przez niego Ignacy Mościcki, ale realnie i tak rządził Piłsudski. Opinia wśród wielu historyków, w tym moja, o zdolnościach politycznych Ignacego Mościckiego nie jest budująca. Słabości Mościckiego widać było jaskrawiej po śmierci Józefa Piłsudskiego.

- Druga Rzeczpospolita trwała 20 lat. Trzecią mamy od 24 lat. Między nimi była PRL. Dla wielu to po prostu Polska, dla której się pracowało, w której zdobywano wykształcenie, którą wielu darzyło patriotycznymi uczuciami.
- To była Polska stworzona przez układ jałtański. Nie potępiałbym wszystkiego w czambuł z tamtego okresu, bo miliony Polaków kraj odbudowało po wojennych zgliszczach i pracowało dla jego rozwoju. Ale PRL nie był państwem suwerennym. Byliśmy zależni od Związku Radzieckiego niemal w każdej dziedzinie i niemal wszystkie decyzje musiały być uzgadniane w Moskwie. Dam przykład. W 1947 roku Ameryka proponowała Polsce pomoc w ramach planu Marshalla, adresowanego do krajów w Europie dźwigających się ze zgliszcz wojennej zawieruchy. Polski rząd na to przystał, ale zgody nie wyraził Stalin. Zdecydował o gospodarce centralnie sterowanej. I mieliśmy ją. Efekty znamy.

- Z demokracją też było kiepsko?
- To była "demokracja ludowa" i nic nie miała ona wspólnego z rzeczywistą demokracją. Na szczęcie dziś radzimy sobie z demokracją zupełnie przyzwoicie, a nawet jako historyk oceniam jej stan jako bardzo dobry. Sporo się nauczyliśmy.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska