https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Profesor od matmy

Rozmawiała KAMILA MRÓZ [email protected]
Prof. Sławomir Plaskacz w ubiegłym roku akademickim przez studentów Wyższej Szkoły Bankowej w Toruniu został wybrany "wykładowcą 10-lecia”
Prof. Sławomir Plaskacz w ubiegłym roku akademickim przez studentów Wyższej Szkoły Bankowej w Toruniu został wybrany "wykładowcą 10-lecia” Fot. Kamila Mróz
Z roku na rok obniżane są wymogi egzaminu maturalnego z matematyki, a wyniki wcale nie są lepsze - mówi prof. Sławomir Plaskacz

Rozmowa z profesorem Sławomirem Plaskaczem
matematykiem z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika i Wyższej Szkoły Bankowej w Toruniu

- Panie profesorze, dlaczego młodzież nie lubi matematyki?
- Matematyka jest trudna i są proste kryteria sprawdzania tego, czego uczniowie się nauczyli. Poza tym młodzież w ogóle nie lubi pracować. Czyli konkretnie usiąść nad książką i myśleć o nauce. A matematyka wymaga systematyczności - jeżeli nie nauczyłeś jakieś partii materiału, to przeważnie nie jesteś w stanie zrozumieć o co chodzi w następnej. Ten problem nie występuje w wielu innych przedmiotach. Przykładowo, jeśli ktoś nie opanował romantyzmu, to nic nie stoi na przeszkodzie, by opanował pozytywizm. W matematyce, z reguły, jedne kwestie wpływają na drugie.

Poza wszystkim, pewnie my - matematycy, nie jesteśmy zbyt przyjemni, bo wymagamy.

- Czy to większość uczniów nie ma predyspozycji do uczenia się matematyki, czy czasami, to nauczyciele nie mają predyspozycji do jej nauczania?
- Jak w przypadku każdego przedmiotu - są świetni nauczyciele i zapewne są też beznadziejni. Można by podyskutować o tym, w jaki sposób nauczyciele powinni być wynagradzani, i w jaki rekrutowani.

- Słabe wynagrodzenie nie upoważnia ich do tego, by źle uczyli.
- Pewnie, że nie. Odwołam się do pewnego przykładu. Minister szkolnictwa zamówił na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika kształcenie na kierunku matematyka, co wiąże się ze stypendiami dla najlepszych studentów. Te stypendia możemy jednak przyznać tylko studentom określonej specjalności - matematyki w ekonomii i finansach. Nie obejmują one sekcji nauczycielskiej. Jaką specjalność wybierze zdolny student? Oczywiście taką, na której potencjalnie może dostać stypendium.

- Z kierunkami zamawianymi mamy do czynienia w tym roku po raz pierwszy. W moim liceum naszą klasę matematyki uczyło kilku nauczycieli. Żaden z nich nie potrafił sprawić, żebym matematykę polubiła i zrozumiała. W grupie liczącej około 30 uczniów matematyka trafiała do trzech, może pięciu osób.
- A o jakim profilu była ta klasa?

- Ogólnym z łaciną.
- To ma znaczenie.

- Zrobiłam minisondę wśród znajomych. Nie są miłośnikami matematyki. Jeden z nich, absolwent klasy matematyczno-fizycznej - powiedział mi: "Nie o to chodzi, że nie lubiłem matematyki, ale nie lubiłem pani od matematyki, bo nie umiała jej uczyć". Matematyka zaczyna się już w podstawówce, a potem, w kolejnych szkołach, zbieramy efekty tego, że nie zrozumieliśmy jej podstaw. Jak więc uczyć matematyki najmłodszych, żeby była dla nich przyswajalna?
- Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Nigdy nie uczyłem dzieci. W Wyższej Szkole Bankowej uczę młodzież mniej więcej na poziomie liceum. Ale myśli pani, że gdzie indziej lubi się matematykę, a u nas się nie lubi?

- Nie wiem, jak jest gdzie indziej. U nas natomiast testy z matematyki, np. gimnazjalne zawsze wypadają gorzej niż część humanistyczna. Teraz pojawia się kolejny problem, ponieważ w 2010 roku matematyka na maturze będzie obowiązkowa...
- Bezwzględnie jestem za tym.

- W tej chwili matematyka nie jest zbyt popularna, bo wielu maturzystów jej nie umie. Czy to oznacza, że za dwa lata, powiedzmy, połowa absolwentów szkół średnich obleje egzamin dojrzałości?
- Będą musieli się pouczyć.

- Zostało mało czasu, a jak mówiliśmy, młodzież ma spore zaległości. Jak to nadrobić?
- Uczyć się systematycznie. Mam syna w klasie typowo humanistycznej i stwierdzam, że on niewiele się uczy. Nie tylko z matematyki. Wobec czego ma słabe stopnie. Jeśli go jednak trochę podszkolę, to efekt jest natychmiastowy. Idzie na sprawdzian i dostaje piątkę. Bo pewnych konkretnych umiejętności, przykładając się, można się nauczyć.
Są dwa sposoby kształcenia na poziomie licealnym. Uczenie myślenia matematycznego i rozwijanie wyobraźni przestrzennej, albo uczenie algorytmów. Jestem za tym, żeby matematyki, na tym etapie, uczyć w formie prostych umiejętności, które - jak mam nadzieję - 90 proc. uczniów liceów jest w stanie przyswoić

- A jak to robić?
- Niestety, jest to niezbyt atrakcyjne. Trzeba rozwiązywać dużą liczbę przykładów. Uczy się pewnych schematów, według których młody człowiek postępuje. To niezbędne na początek. Tak, jak z językiem. Nauczenie się go na poziomie podstawowym jest konieczne do komunikacji, ale bez tej elementarnej wiedzy nie można pisać poematów. Także w matematyce trzeba mieć określone umiejętności, nawet bardziej niż wiedzę, żeby potem wejść na poziom myślenia abstrakcyjnego. A to wymaga żmudnej pracy. Uważam także, że za mało jest pomocy, typu zbiory zadań. Nie mówię o książkach. Książka w matematyce jest niemal nieużywana. Dlaczego? Bo niewielu rozumie, co tam jest napisane. Każde zadanie, zanim się go nie rozwiąże, wydaje się trudne, a potem okazuje się banalne. Z matematyką jest tak samo.

Poza tym ja uważam, że należy zwiększyć liczbę godzin matematyki. Powiem na przykładzie WSB. Dwa lata temu było ich tam rocznie 90, a teraz na jednej specjalności jest 30. Z drugiej strony deklaruje się, że matematyka jest ważna. Nie widzę w tym konsekwencji. Ekonomista lub księgowy nie muszą umieć matematyki?

- Przeciwnie, matematyka jest bazą do innych nauk ścisłych.
- Jest językiem, bez którego znajomości nie można pójść dalej.

- Niektórzy właśnie dlatego nie wybierają wymarzonego kierunku studiów, bo wiedzą, że na nim jest matematyka, a oni jej się boją, ponieważ nie zrozumieli jej na poszczególnych etapach edukacji. Może należałoby zmienić programy nauczania? Może matematyka, której znajomości wymaga się od nas na początku jest byt trudna?
- Nie bardzo w to wierzę. Z roku na rok obniżane są wymogi egzaminu maturalnego z matematyki. I do czego to prowadzi? Wcale nie do tego, że wyniki są lepsze. Jak mam wrażenie, duża część młodzieży zwyczajnie się nie uczy. Tych, którzy się uczą przepraszam za te generalne uwagi. Ogólnie jednak poziom się obniża. U nas na wydziale matematyki UMK mamy w związku z tym dylemat: co robić? Czy zacząć uczyć od poziomu, który kiedyś był w III czy IV klasie liceum? Czy zmienić programy studiów, żeby je dostosować do obniżonych wymagań maturalnych? Na razie próbujemy się ratować zajęciami wyrównawczymi. Po rozpoczęciu studiów nie zaczynamy klasycznych kursów uniwersyteckich z przedmiotów matematycznych, tylko najpierw robimy zajęcia w systemie klasowo-lekcyjnym. Dla wielu studentów nie jest to powtórką materiału, tylko nowością. Dzisiaj wielu z nich o pewnych rzeczach w ogóle nie słyszało. Bo nie ma ich w programie. A nauczyciel w szkole postępuje racjonalnie, uczy tego, co będzie na maturze.

- Jak pan sobie radzi? Jak pan uczy matematyki?
- Po pierwsze nie krzyczę i nie upokarzam przy tablicy. Obawiam się, że niektórzy matematycy próbują wprowadzić dyscyplinę poprzez pokazanie swojej wyższości intelektualnej wobec uczniów. Co nie jest trudne. Uczeń nie umie, nie rozumie, więc siedzi grzecznie, żeby tylko nie iść do tablicy. Z drugiej jednak strony młodzież trzeba mobilizować. Na pierwszych zajęciach mówię zatem, że do tablicy poproszę tylko ochotników, a już na drugich nie dotrzymuję słowa. Ale w tym akurat nie jestem kategoryczny. Bo proszę pamiętać, że na studiach zajęcia prowadzę z ludźmi dorosłymi, którzy mają jakieś funkcje społeczne - ojciec, matka, szef. Może gdyby nauczyciele traktowali uczniów jak dojrzałych partnerów, ci mniej byliby do matematyki uprzedzeni. Niewątpliwie w nauczaniu matematyki jest bariera psychologiczna - trzeba przełamać przed nią strach. W dużym stopniu to mi się udaje. Ale ja mam też łatwiejsze zadanie niż nauczyciel ze szkoły średniej, który musi nauczyć działów matematyki ewidentnie trudnych, takich jak geometria czy trygonometria. U mnie czasami jest tak, że prowadzę zajęcia na określony temat i nawet, gdy studenci nic wcześniej o nim nie wiedzą, to wychodzą czegoś się nauczywszy.

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska