Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Profesor Religa nie bał się śmierci

Jacek Deptuła
Profesor Zbigniew Religa
Profesor Zbigniew Religa fot. gover.pl
Mimo że serce Profesora Zbigniewa Religi już nie bije - biją setki serc, które dał innym. I tysiące, które przeszczepili jego uczniowie. Niech każde ich uderzenie będzie dziękczynną modlitwą do Boga...

*****

*****

Jan Osiecki; "Zbigniew Religa. Człowiek z sercem w dłoni". Wydawnictwo Prószyński i S-ka, 2009 r.

To tylko jeden z tysięcy wpisów w internetowej księdze kondolencyjnej poświęconej ojcu polskiej transplantologii, profesorowi Zbigniewowi Relidze. Ale chyba najpiękniejszy.

Równie pięknie zaczyna się - wydany tuż po śmierci (Wydawnictwo Prószyński i S-ka) wywiad rzeka z profesorem "Człowiek z sercem w dłoni". Jan Osiecki, autor rozmowy, zadaje trywialne z pozoru pytanie:

- Co się czuje, mając ludzkie serce w ręku? [Profesor się długo zastanawia]

- Chłód! To serce jest zimne, bo podczas przygotowania do przeszczepu zostaje schłodzone do temperatury czterech - ośmiu stopni Celsjusza. Po prostu to kawałek mięsa. To, co najpiękniejsze, zaczyna dziać się później, gdy puści się krew.

- To znaczy?

- Ono zaczyna bić. Dla mnie to cud natury, kiedy serce w pustej klatce piersiowej zaczyna bić i utrzymywać krążenie.

Zbigniew Religa umierał tak jak żył. Godnie. Niecały rok przed śmiercią, kiedy profesor wiedział już, że nie ma dla niego ratunku, a śmierć jest kwestią czasu, rozmawiał w Sejmie z Januszem Zemke. Łączyła ich pasja wędkowania. Bydgoski parlamentarzysta zapraszał go na wspaniałe łowisko linów, które odkrył gdzieś w Borach Tucholskich

- Jak dociągnę do wakacji, to przyjadę na pewno - obiecywał profesor. Ale chyba sam już nie wierzył w te słowa.

- Zbigniew Religa był już po operacji i kilku chemiach. Bardzo dobrze wyglądał. Powiedziałem mu to, a profesor z nutką autoironii odparł: "Panie Januszu, umówmy się, że pan zna się świetnie na wojsku, a ja - na medycynie - wspomina poseł Zemke.

Upór, odwaga i szczerość
To trzy najważniejsze cechy Zbigniewa Religi, które doprowadziły go na wyżyny medycznego kunsztu. Dzięki nim przeszedł też do historii polskiej transplantologii. Niedawno mówił skromnie, że gdyby on nie przeszczepił pierwszego polskiego serca, niebawem zrobiłby to ktoś inny.

Gdy po skończeniu Akademii Medycznej w Warszawie i po stażu w najlepszych klinikach kardiochirurgicznych świata w USA zaczął mówić o przeszczepach serca, brano go omal za wariata. Piętnaście lat później, 15 sierpnia 1985 przeprowadził pierwszą operację na otwartym sercu. Rok później - pierwszy w Polsce udany przeszczep.

Profesor był szczery do końca. Szczerze mówił, że nie boi się swego kresu. Spokojnie tłumaczył autorowi książki, że śmierć jest tylko wiecznym snem. Mówił: "Mogę umrzeć w każdej chwili i nie stanowi to dla mnie żadnego problemu. Nie ma mnie w tej chwili na moich ukochanych wyspach Zielonego Przylądka, bo rozmawiamy tu, w Warszawie. Nie ma mnie też nad Bugiem. I gdybym umarł, po prostu nie byłoby mnie tutaj, w tym miejscu. Poza tym - nic nie zmieniłoby się na świecie".

Przejmujące, mądre i wzruszające wyznanie na łożu śmierci. Ale podobnych w książce Jana Osieckiego jest więcej.

Kiedy okazało się, że Zbigniew Religa, urzędujący minister zdrowia ma raka płuc, profesorskie konsylium zastanawiało się, czy nie lepiej wysłać znanego pacjenta na leczenie za granicę. W końcu lekarze stwierdzili, że ten typ nowotworu leczy się w Polsce tak samo. - Rozbawiło mnie - mówił profesor - kiedy w trakcie kolejnego naświetlania pewna młoda pani doktor powiedziała, że jestem pierwszym leczącym się w Polsce ministrem...

Nie był też Zbigniew Religa zbyt łaskawy dla swojego środowiska. "Przyznam, że raz wkurwiłem się na lekarzy, ale nie będę o tym opowiadał" - wspominał.

Twierdził, że w szpitalach umiera się koszmarnie: "Kilkuosobowa sala. Zero intymności. Nawet najlepsze pielęgniarki są zawsze obcymi osobami. A dom to azyl i ostoja".

Swoim przykładem dowiódł, że raka trzeba traktować normalnie: - To po prostu choroba i się z nią walczy. Tylko od charakteru zależy, jak człowiek do tego podchodzi - czy jest przerażony, czy potrafi ją zaakceptować. Ja nie jestem przerażony, jak widać.

Pożar w amerykańskim szpitalu
Do swoich nałogów, a miał ich profesor niemało, podchodził ze swoistym poczuciem humoru. Autorowi książkowego wywiadu opowiadał z rozbawieniem, kiedy pierwszy raz dowiedział się o szkodliwości palenia:

"To było w Stanach Zjednoczonych. Chyba w 1976 roku. W tym czasie w Polsce lekarze palili nie tylko w salach szpitalnych, ale nawet na OIOM-ie. W Stanach miałem wtedy ekstramocne i zapaliłem sobie. Pamiętam, że nagle zlecieli się wszyscy lekarze z oddziału i coś krzyczeli, że się pali, bo strasznie śmierdzi dymem. Właśnie w tym czasie zaczęły się pojawiać pierwsze artykuły naukowe mówiące o szkodliwości papierosów. Amerykanie od razu zaczęli walkę z paleniem (...) A ja? Oczywiście, że nie wierzyłem w te doniesienia".

Profesor nie ukrywał również, że pił, kiedyś nawet bardzo dużo. Pewnego dnia, po przegranej walce o życie dziecka, doktor Religa odszedł od stołu operacyjnego, otworzył butelkę wódki i wypił w kilka minut. - Pamiętam to jak dziś - mówił profesor - kilkanaście godzin stałem przy stole operacyjnym i zażarcie walczyłem o życie tego dzieciaka. Nie udało mi się. Koledzy od razu zawieźli mnie do domu...

Po cholerę profesorowi polityka?
To pytanie zadawali sobie prawie wszyscy, kiedy w latach 80. Zbigniew Religa wstąpił do Patriotycznego Ruchu Odrodzenia Narodowego. Była to organizacja utworzona w stanie wojennym przez fundamentalistów z Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Chodziło, rzecz jasna, o propagandowe uzasadnienie stanu wojennego i "pełne poparcie społeczeństwa dla socjalistycznej linii partii". Do PRON-u zapisywano nie tylko ludzi, ale także na polecenie PZPR całe organizacje.

Skąd więc u człowieka, który swoimi dokonaniami zawodowymi mógł obdzielić kilka życiorysów, sympatia do pogardzanego nawet przez członków partii PRON? Profesor Religa odpowiada na to w sposób logiczny i szczery:

"Wpływ na decyzje generała o wprowadzeniu stanu wojennego miały wydarzenia pięćdziesiątego szóstego roku na Węgrzech i sześćdziesiątego ósmego w Czechosłowacji. On lepiej niż inni wiedział, że Polska jest całkowicie uzależniona od decyzji zapadających w Moskwie. Oskarżanie go o kierowanie związkiem przestępczym o charakterze zbrojnym od 27 marca 1980 roku do momentu zawieszenia stanu wojennego, uważam za śmieszne i głupie. To jakiś absurd (...) Kiedyś oprowadzałem generała po klinice. W sumie nie wiem do dziś, dlaczego przedstawiłem mu trzy-, czteroletnią dziewczynkę po przeszczepie serca. I pamiętam to jak dziś: Generał się rozpłakał. Po tym spotkaniu dostałem od niego bardzo osobisty list z prośbą o wzięcie udziału w pochodzie pierwszomajowym(...) Strasznie długo się wahałem, żona mi odradzała, koledzy mówili: nie idź. Poszedłem (...) ale ze względu na generała Jaruzelskiego nie żałuję".
W 1993 roku profesor zaangażował się w prowałęsowski Bezpartyjny Blok Wspierania Reform, później był w kilku partiach, a w 2005 roku stanął do walki o Pałac Prezydencki.

Redaktor Roman Laudański zapytał wówczas profesora:

- Kto będzie nowym prezydentem RP?

- Zbigniew Religa - odparł.

I do dziś nikt nie wie, dlaczego chciał być politykiem. Może dlatego - jak mówił "Pomorskiej" - że w czasach i warunkach, w których żył, osiągnął maksimum.

A może dlatego: "Codziennie słyszę głosy, że jestem taki fajny i mam fajne życie. Po co mi więc polityka? Ktoś napisał, że skoro tak źle mówicie o politykach w całej Europie - to sami zajmijcie się polityką. I to jest moja reakcja".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska