
Kafka Jaworska, dyrektor festiwalu Tofifest w Toruniu: - Sztuka to fundament tego, kim jesteśmy. Tabelki, zestawienia znikną. Kultura zostanie
(fot. Lech Kamiński)
Do tego dochodzi kryzys i pewność, że w kulturalnych planach wszystko może się zdarzyć. Bo co, jeśli zawiodą sponsorzy, jeśli miasto uzna, że ważniejsze są zepsute drogi, które nas hańbią przed Euro 2012? Co, jeśli okaże się, że wyjdą znów tylko takie imprezy, które są zapchajdziurą w kalendarium miast, aby nikt się nie doczepił, że nic się u nas nie dzieje? Tak może być.
Sport: Rok igrzysk. Z apetytem na medale
Wierni z satysfakcją
Na szczęście są tacy menedżerowie kultury, którzy nie tylko organizują, ale też szukają nowych rozwiązań, aby przyciągnąć nie jak najwięcej ludzi, ale wiernych ludzi. Jak najwięcej oznaczać może niestety bylejakość, a ona się mści. Ludzie są znużeni, że "w naszym mieście tylko pikniki i festiwale", podczas których królują przytu panki i kiepska wyżerka.
Kto woli zapchać się byle jakim jedzeniem, nie będzie wiernym odbiorcą nawet popularnych festiwali. Od czasu do czasu wyruszy w miasto, aby się rozerwać, ale nie będzie szukał w kulturze możliwości własnego rozwoju, nie będzie oczekiwał, że kultura sprawi, że stanie się bardziej kreatywny. Po prostu przyjmie pakiet lub go odrzuci, niekoniecznie korzystając z kolejnej propozycji. Skoro nic nie jest pewne w nowej rzeczywistości, bo zaraz mogę stracić pracę. Jeśli nie mam kłopotów z dziećmi, to wkrótce mogą wpaść w narkotyki. Nie wiadomo, czy stać mnie będzie na spłacanie kredytu, nic nie wiadomo w ogóle, więc nie będę się przywiązywał do wydarzeń kulturalnych, które odwracają moją uwagę od prawdziwych problemów.
Nie myślicie tak? Wielu z nas myśli. 51 proc. Polaków badanych przez TNS OBOP uważa, że sprawy w Polsce idą w złym kierunku, przeciwnego zdania jest 35 proc. respondentów. Okazuje się też, że Polak z Polakiem potrafi nawiązać głęboki kontakt jedynie poprzez narzekanie. Jeśli jesteśmy zbyt optymistyczni, inni słuchają nas powierzchownie. Co to oznacza dla przyszłości kultury w nowym roku?
Jedno się nie zmieni - festiwali nie zabraknie, bo to powód, by o mieście mówiła cała Polska (Camerimage, Tofifest, festiwal Skyway, festiwale teatralne, muzyki poważnej i pop). Zmienia się za to podejście twórców i menedżerów. Coraz więcej z nich dostrzega, że widz szybko się nudzi i chce ciągle więcej. Nie sztuka jednak dawać mu więcej, bo i tak się nie nasyci, sztuka znaleźć coś takiego, co sprawi, że nie będzie taki pazerny, ale bardziej uważny.
Świetnie wpisują się tu pomysły Pawła Łysaka, dyrektora Teatru Polskiego w Bydgoszczy, laureata paszportu Polityki. Dostał go za konsekwentne budowanie ambitnego repertuaru, łączenie kolejnych premier z dyskusjami i akcjami aktywizującymi widzów, teatr i miasto.
- Moim zdaniem nie można kultury traktować jak produktu do sprzedania, bo wtedy istnieje ryzyko, że korzystać z niej będą tylko najbogatsi - mówi. - Kultura powinna ludzi łączyć, a to oznacza, że należy postawić na rozwój kapitału społecznego, na funkcję edukacyjną kultury.
Zdaniem dyrektora Łysaka kultura coraz bardziej wpływa na rozwój gospodarczy. W jaki sposób? - Ci, którzy w życiu kulturalnym uczestniczą, są bardziej kreatywni, więc mają też więcej do zaoferowania społeczeństwu - dodaje. - Dlatego byłbym bardzo zadowolony, gdybyśmy mogli jeszcze intensywniej rozwijać organizacje pozarządowe, gdzie dużą rolę odgrywa każdy obywatel, sąsiad, gdzie ludzie łączą się w przeżywaniu kultury wspólnie. Ta wspólnota jest mocno podkreślana na naszym Kongresie Kultury. Jestem pewien, że dzięki takim działaniom wielu odbiorców śmielej zacznie obcować ze sztuką w ogóle.
Sport: Rok igrzysk. Z apetytem na medale
Kafka Jaworska, dyrektorka festiwalu Tofifest zadba o repertuar filmowy i gwiazdy. W czerwcu i lipcu przyjadą do Torunia Krystyna Janda, Jim Sheridan, Jiri Menzel, Claire Denise, Willem Dafoe i Charlotte Gainsbourg, której koncert uświetni otwarcie festiwalu. To są plany, ale czy uda się je zrealizować?
- Horoskop kulturalny na rok 2012 jest trudny do postawienia, zwłaszcza kiedy zewsząd słyszy się, że drożeje paliwo, mamy kłopoty z receptami, i masę innych problemów - mówi Kafka Jaworska. - Kultura obok edukacji zawsze jest na końcu kolejki po zapomogę. Oznacza to, że nawet dziś najwspanialsze plany za miesiąc mogą ulec zmianie. I nie jest to pesymizm, a realizm wynikający z efektu "tabelki". Kultura, sztuka to fundament tego, kim jesteśmy. Mam nadzieję, że wreszcie doceniona zostanie wartość edukacji kulturalnej, która obok festiwali, działalności organizacji pozarządowych, wreszcie instytucji kulturalnych, galerii, kin, teatrów, oper czy filharmonii kształtuje wrażliwość przyszłych pokoleń.
Mieszkańcy domagają się też jak postaci z telewizyjnego okienka. Często jest to warunek uczestnictwa w imprezach, co pokazuje Festiwal Książki czy Forte Piano w Toruniu.
A znani kosztują

Marek Pijanowski, dyrektor Dworu Artusa w Toruniu: - Kryzys to czas zmian, przetrwają tylko najlepsi. I to zarówno wśród artystów, jak i instytucji Lech Kamiński
Marek Pijanowski, dyrektor Dworu Artusa w Toruniu: - Kryzys to czas zmian, przetrwają tylko najlepsi. I to zarówno wśród artystów, jak i instytucji
(fot. Lech Kamiński )
Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się - ile. Dorota Wellman i Marcin Prokop życzą sobie za spotkanie 26 tys. zł, Wojciech Cejrowski - 20 tys. zł, Maciej Stuhr - 30 tys. zł. Przyjadą, sala jest pełna, spotkanie niebiletowane, oni zarabiają, instytucja kulturalna musi znaleźć sponsora. - Jedna ze znanych osób powiedziała nam, że przyjedzie do nas, jeśli zapłacimy jej tyle, co za dzień zdjęciowy w telewizji - mówi nam anonimowo osoba z Książnicy Kopernikańskiej. - Wyszło jakieś 6 tys. zł. Skąd mamy brać takie pieniądze? Żyjemy z dotacji.
Z dotacji, ale również ze sponsorów żyje Dwór Artusa w Toruniu. Marek Pijanowski, który tu rządzi, nie ma złudzeń co do przyszłego roku: - Rok 2012 będzie trudny dla kultury - przyznaje. - Kryzys może powodować, że wielu nie będzie stać na aktywne uczestnictwo w wydarzeniach kulturalnych. To naturalna rzecz w piramidzie Maslowa, że najpierw zaspakajamy potrzeby podstawowe, a w dalszej kolejności potrzeby wyższego rzędu. A na te może po prostu zabraknąć pieniędzy. Informacja o kryzysie jakby z opóźnieniem dociera do artystów. Nadal żądają stawek europejskich, nie zdając sobie sprawy, że instytucje, mając mniejsze budżety będą albo podwyższać ceny biletów, albo organizować mniej koncertów. W przypadku wyższej ceny biletów - może zabraknąć chętnych.
W 2011 roku koncerty odwoływały kluby Od Nowa, Lizard King i Agencja Tamada. Właśnie z braku chętnych na drogie bilety. - Ale jest pewna nadzieja na przebudzenie się artystów - śmieje się dyrektor Pijanowski. - Do tej pory, gdy proponowaliśmy artystom występ za podział wpływów z biletów, to rzucali słuchawką. Dziś coraz częściej przystają na to. Kryzys to czas zmian. Przetrwają tylko najlepsi. I to zarówno wśród artystów, jak i wśród instytucji. Jest to oczywiście podejście biznesowe, menedżerskie i zwolennicy dotacji i mecenatu państwa i samorządów mogą się z tym nie zgodzić.
Polityka. Czy z regionem leci jakiś pilot?

Elżbieta Pietrzykowska, szefowa Galerii Pod Dachem Nieba w Ciechocinku: - Likwidacja pociągów do Ciechocinka to był gwóźdź do trumny dla kultury. Wielu traktuje nas jak wieś archiwum
Elżbieta Pietrzykowska, szefowa Galerii Pod Dachem Nieba w Ciechocinku: - Likwidacja pociągów do Ciechocinka to był gwóźdź do trumny dla kultury. Wielu traktuje nas jak wieś
(fot. archiwum )
Muszą się jednak zgodzić z tym, że czas kryzysu każe także zastanowić się nad arogancją organizatorów imprez, którzy z reguły lepiej wiedzą, czego ludziom potrzeba. Vaclav Havel mawiał, że aby wiedzieć, czego chcą ludzie, należy uważnie słuchać ich pieśni. Dodawał jednak, że w obecnych czasach ta pieśń zmienia się zbyt często, aby mieć pewność, że będzie tą jedyną.
- Ja robię swoje i od lat stawiam na to samo, na wysoką kulturę dla każdego - przekonuje Elżbieta Pietrzykowska, szefowa Galerii Pod Dachem Nieba w Ciechocinku, która gościła wiele znakomitości artystycznych z pierwszych stron gazet. - Nie przeraża mnie to, że w sanatoriach nie świecą się światła w oknach, a kuracjusze siedzą trzy godziny w lokalu przy jednej kawie. Martwi jednak to, że od grudnia nie ma połączeń kolejowych do Ciechocinka. To gwóźdź do trumny dla miasta i kultury, bo teraz traktują nas jak wieś uzdrowiskową. Myślę, że ten rok szczególnie pokaże, że nie można mówić o kulturze w oderwaniu od innych dziedzin. Życie to naczynia połączone, kto to zrozumie, będzie miał pewność, że autentyczna kultura obroni się wśród tych, którzy są otwarci na jej przeżywanie.