https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Proszę się wychylać

Paweł Cieciura ([email protected])
226 914 - dokładnie tylu uczniów z całej Polski wzięło udział w olimpiadach przedmiotowych w ubiegłym roku szkolnym. Ta liczba wciąż rośnie. Polubiliśmy naukę?

     Chyba tak. Start w olimpiadzie poza możliwością rozwijania zainteresowań daje też szansę na zdobycie indeksu. Oczywiście tego zaszczytu dostępują nieliczni (w minionym roku - 2305 uczniów), ale przecież zawsze można spróbować. Tym bardziej, że już samo dotarcie do szczebla centralnego konkursu gwarantuje zwolnienie z części egzaminów na studia.
     Uwaga! To nie matura!
     
Jak tego dokonać? - Trzeba mieć we krwi pilność i pracowitość. Ale równie ważne są dociekliwość, zacięcie, jakiś bakcyl - _wylicza Michał Balcerzak, laureat olimpiady wiedzy o prawach człowieka z 1997 roku, obecnie student V roku prawa na toruńskim UMK. - W polskiej szkole jest taka tendencja, że lepiej się nie wychylać, bo po co? Otóż jeśli chce się coś osiągnąć, wręcz trzeba się wychylać. Żeby poczuć ducha rywalizacji. Bo olimpiada to nie jest matura, gdzie wszyscy mogą zdać. Tutaj zawsze ktoś musi odpaść. Problem w tym, żebyś to nie był ty.
     - _Ważne jest też, aby trafić na nauczyciela, który dopingowałby do pracy - _dodaje Piotr Pawłowski, dwukrotny laureat olimpiady z WOS-u (1999 i 2000), absolwent liceum w Golubiu-Dobrzyniu, dziś student II roku prawa na Uniwersytecie Warszawskim. Piotr za namową swego historyka już w pierwszej klasie liceum wystartował w regionalnym konkursie o starożytności. Wygrał. Potem już go nikt nie musiał namawiać.
     W Golubiu też można
     
Do olimpiady przygotowywał się głównie w weekendy. Na dwa tygodnie przed każdym etapem przestawał chodzić do szkoły. Siedział nad książkami od rana do późnych godzin nocnych. - _Nauczyciele dość liberalnie do tego podchodzili - _opowiada Piotr. Trudno się dziwić, skoro już w drugiej klasie liceum został laureatem i miał w kieszeni indeksy na najlepsze uczelnie w Polsce. Ale i tak w trzeciej klasie wystartował ponownie. I znów wygrał.**
     
- Na początku musiałem przekonać młodzież, że uczniowie z małej miejscowości też mogą wygrywać. Potem już było z górki - mówi Marek Beyger, historyk Piotra z LO w Golubiu-Dobrzyniu, który wychował jeszcze trzech innych laureatów i dziesięciu finalistów. - Ale nie ma się co oszukiwać, olimpiada to harówa. Wyjazdy do Torunia i Warszawy po potrzebne książki. Dodatkowe zajęcia u mnie w domu - bez względu na to czy są ferie, święta, czy wakacje. Czy został pan za to jakoś wynagrodzony? - pytam. - _Raz dostałem nagrodę marszałka województwa - _przyznaje Beyger. - _Ale nie o to chodzi. Liczy się chęć pomocy młodym.
     Grunt to indywidualna praca
     
- Nie można tylko patrzeć na pieniądze - zgadza się Zbigniew Bobiński, matematyk, wykładowca na UMK i jednocześnie nauczyciel w toruńskim IV LO, gdzie prowadzi dwa koła matematyczne, uważane za kuźnie olimpijczyków. - To do młodych należy przyszłość. Oni są często dużo lepsi ode mnie. Ważne, by mogli się rozwijać już od najmłodszych lat. To, czy odniosą sukces w konkursie, tak naprawdę nie jest najbardziej istotne.
     Ma to jednak spore znaczenie dla gimnazjalistów, którzy przeglądają szkolne rankingi. Nie jest bowiem tajemnicą, że opierają się one na liczbie olimpijczyków, a w praktyce decydują o randze szkoły. Czy słusznie? - _Nie sądzę - _mówi Michał Balcerzak. - Ja bardzo dobrze wspominam współpracę ze swoim nauczycielem. Ale olimpijczyk pracuje głównie indywidualnie. Jeśli ma talent i determinację, wybije się w każdej szkole.
     Problem mają za to ci maturzyści, którzy w niczym nie startowali. Bo to oni będą kalkulować, ile miejsc na wymarzonym wydziale zajmą przyjmowani bez egzaminów olimpijczycy. Więc może jednak warto wziąć sprawę we własne ręce. A zatem: olimpijczycy na start!

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska