BIK i BIG, choć mają podobne nazwy, to działają w różny sposób. Powstały w oparciu o inne przepisy, gromadzą dane, pozyskane z różnych źródeł i mogą je przechowywać w innych terminach.
Pięć lat, czyli kara za spóźnienie
W Polsce jest tylko jedno Biuro Informacji Kredytowej. Przechowuje i udostępnia dane pozyskane wyłącznie od banków oraz spółdzielczych kas oszczędnościowo-kredytowych.
W BIK znajdują się informacje o tym, kiedy i gdzie złożyliśmy wniosek kredytowy, jaką otrzymaliśmy pożyczkę oraz czy spłacamy ją regularnie.
Są też adnotacje, o tym czy była prowadzona wobec nas windykacja.
- 95 procent przechowywanych przez nas danych to informacje pozytywne - zapewnia Aleksander Borowicz z BIK.
Nie powinno to dziwić, skoro do BIK-u trafiamy zaraz po podpisaniu umowy kredytowej. I jesteśmy w nim tak długo, aż spłacimy dług. Pod warunkiem jednak, że uregulujemy raty na czas i nie zgodzimy się, aby biuro dłużej przechowywało nasze dane.
Jeśli mamy dobrą historię kredytową możemy pozwolić, aby pięć lat po uregulowaniu ostatniej raty, informacje o tym jak spłacaliśmy pożyczkę, nadal znajdowały się w BIK.
Nie będziemy mieli takiego wyboru, gdy z zapłatą należności spóźnimy się ponad 60 dni. Wówczas nasze dane pozostaną w BIK na kolejne pięć lat. A my nie będziemy mogli ich wcześniej usunąć. W takiej sytuacji bank musi nas uprzedzić, że ponieważ zwlekamy z zapłatą, BIK będzie dłużej przechowywał nasze dane.
Do rejestru trafimy już za 200 złotych
Biura informacji gospodarczej nie interesują drobne zaległości. Jako konsumenci, żeby znaleźć się na ich czarnych listach, musielibyśmy nie zapłacić na czas przynajmniej 200 zł, a gdybyśmy byli przedsiębiorcami choć 500 zł.
Do rejestru BIG nie trafimy od razu. Z uregulowaniem długu musimy zwlekać przynajmniej 60 dni.
Zaś 30 dni wcześniej wierzyciel powinien ostrzec nas, że nasze dane znajdą się na liście dłużników.
Biura informacji gospodarczej gromadzą dane nie tylko banków i SKOK-ów.
- Aż 37 tysięcy firm dopisuje swoich dłużników do naszego rejestru - mówi Andrzej Kulik, rzecznik Krajowego Rejestru Długów. Firma jest jednym z kilku polskich biur informacji gospodarczej.
Wśród przedsiębiorstw, które podają BIG-om dane swoich dłużników, są między innymi: instytucje parabankowe, operatorzy telekomunikacyjni, operatorzy telewizji kablowej, przewoźnicy i zakłady ubezpieczeń.
Od niecałego roku gminy mogą przekazywać KRD dane dłużników alimentacyjnych. W tym wypadku nie liczy się wysokość zaległości. Istotne jest tylko, aby dłużnik nie płacił alimentów od ponad pół roku.
Z danych gromadzonych przez biura informacji gospodarczej korzystają nie tylko banki. Każda instytucja, firma oraz nawet konsument, jeśli tylko podpisze na przykład z KRD umowę, może za opłatą sprawdzić chociażby, czy dane biuro podróży jest rzetelną firmą.
- Informacje o zaległościach finansowych przechowujemy przez dziesięć lat - mówi Andrzej Kulik. - Jeżeli dłużnik ureguluje należność wcześniej, firma musi w ciągu czternastu dni usunąć jego dane z naszego rejestru.
Raport bezpłatny, przesyłka już nie
Jako konsumenci możemy bezpłatnie sprawdzić, czy nasze nazwisko znajduje się na liście dłużników. Zapłacimy tylko za wysyłkę raportu pocztą. W BIK będzie nas to kosztować 10 zł, a w KRD o złotówkę więcej.
