- Jednak 120 tysięcy ludzi bez pracy to jeszcze nie katastrofa! W 2004 roku mieliśmy ich 221 tysięcy, a takiego wzrostu na pewno nie osiągniemy! - twierdzi optymistycznie Adam Horbulewicz, dyrektor Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Toruniu. - Ale bezrobocie jeszcze wzrośnie jesienią, o jakieś dziesięć, dwadzieścia tysięcy.
Właśnie stracili robotę
Część regionów w Polsce jest już wyraźnie w zapaści gospodarczej. Pracownicy idą na bruk. Najgorzej jest na Warmii i Mazurach, najlepiej w Małopolsce. - Województwo kujawsko-pomorskie nie odbiega od ogólnej kryzysowej tendencji - komentuje Horbulewicz. Tak więc i w naszym regionie wzrosło bezrobocie: w czerwcu mieliśmy 119 tysięcy osób bez pracy, w lipcu już 120 tysięcy. W lipcu właściciele firm zgłosili 5 tys.
ofert pracy, a np. w lipcu zeszłego roku prawie jeszcze raz tyle. - Problem tkwi też w tym, że obecnie większość ofert jest finansowana przez urzędy pracy, przedsiębiorcy nie chcą płacić z własnej kieszeni - podkreśla dyrektor WUP. - Ponadto to oferty sezonowe, dlatego gdy skończą się prace w rolnictwie i budowlance oraz roboty publiczne, czyli po wakacjach, od razu ich ubędzie.
Potwierdza to znany ekonomista Ryszard Petru: - Jesienią konsekwencje kryzysu będą najbardziej odczuwalne. Do końca roku pracę straci jeszcze 100 - 300 tysięcy Polaków.
Obecnie aż 24 procent bezrobotnych w naszym regionie ma prawo do zasiłku, co oznacza, że niedawno dostali wypowiedzenia (rok temu to było zaledwie 13 proc.) Ponadto do WUP wpłynęło 3 tys. zapowiedzi zwolnień grupowych.
Firmy, głównie prywatne, mniej też płacą pracownikom. I nie zmienią tego nawet statystyki, z których wynika, że średnie miesięczne wynagrodzenie w regionie wzrosło w skali roku o 2 proc., gdyż w przypadku wyłącznie prywatnych firm w czerwcu tego roku pensje zmalały o prawie 3 proc. w porównaniu do ubiegłego. Z danych Urzędu Statystycznego w Bydgoszczy wynika też, że wielu firmom nie pomogły nawet redukcje płac i zatrudnienia, a zaszkodził przede wszystkim brak zamówień. Efekt? Tylko w drugim kwartale tego roku w regionie zlikwidowano 5,5 tys. przedsiębiorstw.
Nie ma samochodów!
Źle wiedzie się nie tylko branży budowlanej, ale także motoryzacyjnej i chemicznej.
Wojciech Reiski, bydgoski diler Fiata, Seata, Lancii i Subaru tłumaczy, że samochody nie sprzedają się, bo ich po prostu brak: - Te, które mieliśmy wykupili głównie Niemcy. Dostają dopłaty na zakup nowych aut i przyjeżdżali do Polski po pojazdy średniej klasy. Zostały nam drogie, które cieszą się mniejszym powodzeniem. Więcej nowo wyprodukowanych też trafia teraz do sąsiadów.
Piotr Kuzimski, rzecznik prasowy Bydgoskich Zakładów Chemicznych Zachem dodaje, że i ta firma walczy z kryzysem: - Wpływa na nasze wyniki. Obniża efekty produkcji i sprzedaży, ale uznajemy, że to okres przejściowy i należy umieć go przetrwać. Zachem w swojej ponad 60-letniej historii poradził sobie z każdym kryzysem i tak będzie również tym razem.
O tej sytuacji rozmawiamy z Mirosławem Ślachciakiem, prezesem Kujawsko-Pomorskiego Związku Pracodawców i Przedsiębiorców - rozmowa w załączniku
