Jerzy Piszczalski pracę na Poczcie Głównej przy ul. Jagiellońskiej rozpoczął w 1931 roku. - Już pierwszego dnia naczelnik wręczył mi torbę pełną listów i kazał je roznieść mieszkańcom Śródmieścia. Jaki ja byłem dumny. Miałem zaledwie dziewiętnaście lat, a już powierzono mi takie zadanie. Aż do przejścia na emeryturę traktowałem swoją pracę jako misję - opowiada.
Przez kilkadziesiąt lat korespondencję bydgoszczanom roznosił również Jan Świerczek. - Dziadek codziennie odwiedzał mieszkańców Sierocej, Jagiellońskiej i 3 Maja - opowiada wnuk, Jan Skory.
Pocztowca w rodzinie miała także Wanda Szelos z domu Kowalska. - Gdy oglądam zdjęcia taty z tamtych lat, łza mi się w oku kręci. Na jednej z fotografii tatuś tak dumnie prezentuje się, siedząc w czarnej skórze na motocyklu - zapewnia nasza Czytelniczka.

Pocztowcy dumnie prezentują polskie fiaty
W drelichowym mundurze
Już od początku lat dwudziestych listonosze byli umundurowani. Zbigniew Raszewski w "Pamiętniku gapia" pisze: "W latach dwudziestych nosili jeszcze kurtki i spodnie koloru tabaczkowego, a na głowach tegoż koloru miękkie rogatywki z malutkim orzełkiem. W drugiej połowie lat trzydziestych przemundurowano listowych. Otrzymali wówczas wygodniejsze mundury zielone, ciemniejsze od wojskowych i czapki okrągłe. Na czapkach widniało godło Poczty Polskiej: blaszana trąbka pocztowa (żółta) przeszyta błyskawicą (białą). Latem chodzili w drelichowych mundurach koloru piaskowego, ale kroju tego, co i zimowe". Jerzy Piszczalski dodaje: - To były bardzo porządne mundury, wykonane z materiału dobrej jakości. Jeszcze do początku lat sześćdziesiątych przechowywałem zielony mundur i czapkę. Niestety, zaginęły mi podczas przeprowadzki.

Ulicą Gdańską na "małą czarną" idą Franciszek Kowalski z kolegą
Poczta w pigułce
Historia poczty w Bydgoszczy sięga czasów stanisławowskich. Swoją siedzibę instytucja miała m.in. przy ul. Długiej, Poznańskiej i Batorego. W 1816 roku otwarto pocztę przy ul. Jagiellońskiej, w gmachu opuszczonym przez stadninę króla pruskiego. Nowy budynek w stylu neogotyckim, istniejący do dziś, wybudowano w 1885 roku.
Goniec na Harleyu
- Proszę spojrzeć, jakim sprzętem dysponowali pocztowcy - zauważa Wanda Szelos.
Jerzy Piszczalski precyzuje: - Codziennie, o określonej godzinie, listy ze skrzynek wyjmował goniec. Podjeżdżał na motocyklu Harley-Davidson z dużą skrzynią z wypukłą pokrywą. Cały pojazd był pomalowany na zielono, ale wzdłuż skrzyni biegł czerwony pas z białym napisem "Poczta Polska". Z czasem motocykle zastąpiono samochodami - polskimi fiatami 508.
A gońcy? Podobno zawsze pod skrzynki podjeżdżali punktualnie, choćby w największą zamieć śnieżną. Zbigniew Raszewski dopowiada: - Spieszyli się tak, jakby wykonywali jakieś czynności wojskowe pod ogniem.
Na dziedzińcu Poczty Głównej mieściła się baza transportowa. Na motocyklu, w skórze, siedzi Franciszek Kowalski.
Tanio nie było
Ile kosztowały usługi pocztowe? - Tanie nie były, ale ceny przez długi czas utrzymywały się na tym samym poziomie - przypomina sobie Jerzy Piszczalski. Na przykład kartka pocztowa i list miejscowy kosztowały 15 groszy, list zamiejscowy zwykły - 25 groszy, lotniczy i polecony - 50 groszy. Najdroższy był ekspres - 1,05 zł. Z czasem wprowadzono różne udogodnienia, np. niską opłatę za kartkę z pozdrowieniami, które liczyły nie więcej niż 5 słów. Płaciło się za nią tyle samo, co za druk, a więc 5 groszy.
Mizerne zarobki
Skoro ceny usług pocztowych nie należały do niskich, to pewnie pocztowcy nieźle zarabiali? - To nieprawda. Nasze pensje były mizerne. Bycie listonoszem to był jedynie prestiż - opowiada Jerzy Piszczalski.
Zbigniew Raszewski pisze tak: "Swoje obowiązki poczciarze spełniali starannie, ale z nieco boleściwą miną. Po pierwsze dlatego, że zarobki na poczcie nie były zbyt wysokie. A po drugie dlatego, że czuli się pokrzywdzeni porównując je z uposażeniem kolejarzy, którzy zarabiali wspaniale, bo wywalczyli to sobie strajkami w latach dwudziestych.