- Macie do kogoś żal za taki obrót wydarzeń?
- Utkwiła mi jedna rzecz w pamięci, gdy upadało stowarzyszenie TKH prawie trzy lata temu. Do dziś mam w domu papierek od księgowej, ile powinienem dostać pieniędzy i wygląda na to, że mogę sobie oprawić go w ramkę i powiesić na ścianie. Pamiętam jednak wtedy zapowiedzi dyrektora Więckowskiego. Zachęcał nas, żebyśmy zostali w Toruniu. Obiecywał, że powstanie spółka z udziałem miasta i już więcej taka sytuacja się nie powtórzy. Minęły dwa lata i co? Znowu jestem w takiej samej sytuacji, podobnie jak pozostali koledzy.
- Już trzeci raz przeżywasz upadek drużyny ligowej w Toruniu.
- Pierwszy raz ponad dziesięć lat temu, gdy wróciłem z SMS. Potem jednak wzięli się z hokej świetni ludzie, prezesi Andrzej Kończalski, Janusz Burzyński, Zdzisław Buczel. Awansowaliśmy do ekstraklasy, nie było problemów finansowych mieliśmy mocny zespół, zdobyliśmy Puchar Polski.
Przeczytaj także: Mnóstwo kibiców, piękne zwycięstwo Nesty Toruń. Szansa na PLH - na dziś 10 procent [wideo]
- Dlaczego nie udało się tego utrzymać?
- Może zabrakło odpowiednich ludzi? Z klubu odszedł prezes Kończalski, a to był człowiek niezastąpiony, który potrafił znaleźć sponsorów i pieniądze. Przede wszystkim dlatego, że był konsekwentny i słowny, jak coś powiedział, to tak właśnie było.
- O końcu kariery wspomina Michał Plaskiewicz, a co z Tobą?
- Dostałem poważną ofertę z innego klubu, ale chyba będę musiał z niej zrezygnować.
- Czyli też koniec gry w hokeja?
- Przynajmniej na razie. Może zagram w I-ligowym zespole z Torunia w kolejnym sezonie, o ile taki powstanie. Klub namawia nas, żebyśmy byli w stałym kontakcie i cały czas trenowali wieczorami. Na razie wiele się o tym mówi, ale czy za pół roku znajdą się ludzie, który będą o tym pamiętać? Zobaczymy, bo odbudować coś z niczego jest bardzo trudno.