Czego jak czego, ale emocji w życiu Przemka Wołoszyka nie brakuje! Latem 26-letni torunianin dokonał niesamowitego wyczynu: pokonując około 900 kilometrów, przeszedł całą Polskę. Teraz wpadł na kolejny pomysł.
Kiełbasa, kompas i nożyk
- Razem ze specem od sztuki leśnego przetrwania, Sławkiem Nowakiem - wyruszyli do Puszczy Bydgoskiej - wyjaśnia pan Przemek. Ale to nie jest zwykła wędrówka! Mężczyźni zabierają w drogę zapas kiełbasy, batony i zupy, kompas, aparat fotograficzny i mocny nożyk. Co z namiotem? Nie przyda się. Fachowcy od sztuki przetrwania będą bowiem nocować w szałasach. Oczywiście, postawią je sami.
- Trochę wymarzźniemy, bo przecież nocą temperatura spada do 2, 3 stopni Celcjusza - przyznaje pan Przemek. - Ale wcale nas to nie martwi. Wycieczka pod namiot jest zbyt łatwa! Lubimy ryzyko, rozmaite wyzwania. Zresztą, ciepłe jedzenie pomoże.
Kierunek: maszty
Niecodzienna wyprawa jest zaplanowana w najdrobniejszych szczegółach. Wystartowała w Nakle. Torunianie ruszyli z biegiem Noteci i Kanału Noteckiego, aż do jeziora Jezuickiego.
- Dalej przejdziemy przez linię kolejową, która podczas drugiej wojny należała do fabryki materiałów wybuchowych - wylicza pan Przemek. - Za torami odbijamy trochę w lewo w kierunku Wisły, aby trafić na maszty radiowe, najwyższe obiekty w Kujawsko-Pomorskiem. Jeśli nie da się na nie wejść, zrobimy chociaż ciekawe zdjęcia. Jeden ma około 260 metrów, drugi niatomiast - grubo ponad 300.
Potężny kompleks fabryk Bromberg na wysokości Bydgoszczy. To ważny punkt na trasie dwójki torunian. W czasie wojny w zakładzie produkowano amunicję i materiały wybuchowe dla hitlerowców. Po 1945 roku fabryczne urządzenia zostały wywiezione przez Armię Czerwoną. Pozostałe obiekty porasta dziś las. - Większość terenu jest teraz niedostępna, ale bardzo zależy nam na tym, żeby zahaczyć o Bromberg - dodaje pan Przemek. - To nie tak, że będziemy godzinami szli, i mijali wyłącznie drzewa. W Puszczy Bydgoskiej dosłownie co kawałek coś zaskakuje człowieka. Choćby bunkry. To niesamowite miejsce.
Przenikliwy chłód, deszcz i zmęczenie nie są straszne dwójce survivalowców. Jedyna obawa to około trzydziestu wilków.
A jednak
- Kompletnie nie wierzyłem w te informacje, dopóki w okolicy Gniewkowa kierowca nie potrącił jednego z nich - przyznaje pan Przemek. - Udowodnili to również ludzie z leśniczówki. Z jednej strony wataha trochę mnie martwi, ale z drugiej - chciałbym spotkać te wilki i pstryknąć kilka zdjęć.