Radny Jacek Wenderlich skarży się na ratusz
Radny Jacek Wenderlich skarży się na ratusz
Na XLIII sesji Rady Miasta (25.02.2009) zgłosiłem wniosek, w którym domagałem się szczegółowego sprawozdania finansowego z wydatków na realizację polityki promocyjnej miasta Bydgoszczy z 2008 r.
Radni w głosowaniu podzielili mój pogląd. Niestety, jak się okazało, dla służb prezydenta decyzja Rady Miasta nie jest wiążąca.
Mają one obowiązek odpowiedzieć na wątpliwości zgłaszane na sesji przez radnych, którzy przecież reprezentują mieszkańców miasta. Widać jednak, że wolą wymigiwać się od odpowiedzialności i posługiwać
kruczkami prawnymi, uniemożliwiającymi szerszej opinii publicznej zdobycie wiedzy o tym, co się dzieje w mieście.
Przypominam, że to już trzeci raz Ratusz odmawia podania tych istotnych informacji, gdyż wcześniej kwestię sprawozdania finansowego z polityki promocyjnej miasta poruszali radni: Blanka Olszewska i Marek Gralik.
Należy przypomnieć, że Rada Miasta jest organem stanowiącym i kontrolnym gminy, który ma prawo pytać, w jaki sposób wydawane są pieniądze
mieszkańców.
Jest to moim zdaniem kolejny dowód na niepoważne traktowanie Rady Miasta i odbieranie jej autorytetu.
Jednym z zadań Urzędu Miasta jest promocja Bydgoszczy. Szczegółowy zakres tych działań zapisano w dokumencie "Polityka promocyjna miasta Bydgoszczy i instrumenty jej realizacji". Czytamy tam, że Wydział Promocji Miasta wspiera wiele wydarzeń, akcji i działań kulturalnych, muzycznych i sportowych. Prowadzi kampanie medialne, zajmuje się tworzeniem wizerunku Bydgoszczy i budową jej marki. Współpracuje z uczelniami w celu wypromowania Bydgoszczy jako silnego ośrodka akademickiego. Promuje Bydgoszcz jako miejsce turystyki biznesowej i kongresowej.
Na te działania wydano w 2008 r. 10,01 mln zł. Na co konkretnie poszły te pieniądze? Nie wiadomo.
Dokładne zestawienie wydatków chcieli poznać miejscy rajcy.
- Jednak prezydent zlekceważył decyzję Rady obligującą go do podania tych danych -napisał radny Jacek Wenderlich w skardze przesłanej "Pomorskiej".
Konstanty Dombrowicz odpowiedział, że wniosek jest bezprzedmiotowy, bo wszystkie informacje będą zawarte w sprawozdaniu budżetowym.
- Tyle że trzeba będzie je wyszukiwać wśród mnóstwa innych danych, a to nie jest łatwe - wskazuje radny, który uważa, że to celowy zabieg ratusza.
- Najwyraźniej chodzi o to, byśmy czegoś nie znaleźli, bo inaczej nie da się wyjaśnić tej odmowy.
- Radni otrzymują wszelkie informacje, które są im niezbędne do pracy - twierdzi Jerzy Woźniak, asystent prezydenta, ale podkreśla, że niektóre wydatki nie mogą być przedstawiane osobno.
- Podanie do publicznej wiadomości szczegółów umów handlowych skutkowałoby osłabieniem pozycji negocjacyjnej miasta i obniżeniem wartości nabywczej miejskich pieniędzy - tłumaczy.
Zapewnia przy tym, że radni otrzymają informację o wydatkach na cele promocyjne.
- Będzie ona integralną częścią sprawozdania z wykonania budżetu - uściśla asystent prezydenta.
To nie przekonuje Jacka Wenderlicha.
- Ratusz wymiguje się od odpowiedzialności i posługuje kruczkami prawnymi - oskarża radny, który uważa, że w ten sposób prezydent obniża rangę Rady Miasta.
- Traktuje się nas jak piąte koło u wozu, podczas gdy jesteśmy organem stanowiącym i kontrolnym gminy, który ma prawo pytać, w jaki sposób wydawane są pieniądze mieszkańców. Lekceważąc nas, prezydent lekceważy bydgoszczan - uważa Jacek Wenderlich.
- Te zarzuty są bezzasadne - odpiera asystent głowy magistratu i zapewnia, że nikt nie podważa uprawnień radnych. - Mają, mieli i będą mieć prawo wiedzieć, w jaki sposób wydawane są pieniądze podatników - kwituje Jerzy Woźniak.
Komentarz
Tłumaczenie ratusza, że ujawnienie szczegółów umów handlowych osłabiłoby pozycję negocjacyjną Bydgoszczy, brzmi mało wiarygodnie w kontekście informacji, że wszystkie dane i tak będą zawarte w sprawozdaniu budżetowym. Z kolei radnym nie zaszkodzi, jeśli dokładnie je przeczytają, zanim zagłosują "za" lub "przeciw" absolutorium. W sporze z pewnością chodzi o promocję. Ale czy na pewno Bydgoszczy?
