Powodem ataku były wcześniejsze interesy, jakie obaj panowie wspólnie prowadzili. Starszy z nich, pan B, jest właścicielem psa rasy pitbull, młodszy, pan A - suki tej rasy. W celach prokreacyjnych doszło do zbliżenia psów.
Jak to bywa w zwyczaju, pierwszy pies z miotu jest przekazywany nieodpłatnie właścicielowi męskiego osobnika. Suka, szczeniąc się, miała sześcioro szczeniaków, z których pięć zdechło. Ten jeden, ocalały, trafił do 27-latka, czyli pana B.
Mimo podejmowanych prób utrzymania go przy życiu i poniesionych nakładów finansowych i ten szczeniaczek zdechł. Wówczas pan B zapragnął zrekompensować sobie poniesione koszty. Udał się do pana A, a gdy nie doszło do porozumienia, zaatakował go, po czym uprowadził jego sukę.
Przywiązał ją szarfami - zapewne znalezionymi na pobliskim cmentarzu, bo z sugestywnymi słowami "ostatnie pożegnanie" - do drzewa.
Niebawem policja odnalazła zwierzę, uwalniając je bez uszczerbku dla zdrowia. O uszczerbku na psim honorze radziejowska policja nic nie donosi...
Jaki jest finał tej historii? Panowie się porozumieli, sprawa zakończyła się na pouczeniu. A czy pouczono też pitbulla, by w przyszłości, w trakcie zalotów, lepiej się starał? Tego nie wiemy...